3 maja... jeszcze w pół do siódmej rano padał deszcz...
3 maj 2011 rok - święto - ale praca to praca, szczególnie dziennikarza. Zatem, po dziesiątej - a już mocno śnieżyło - wyprowadzam samochód z garażu. Pomyślałem, gdyby to był luty pewno wziąłbym się za odśnieżanie wjazdu. Brzoza rosnąca przy wrotach garażu pochyliła się od śniegu tak, że gałęzie poszurały po dachu samochodu. Ulica Zacisze - z 10 cm śniegu... zjeżdżamy do krzyżówki z „8” i wio, na górną Borowinę w kier. Kłodzka. Daleko nie zajechaliśmy. Na górce sznur samochodów. Gdzieś tam, z przodu, jakaś stłuczka, zderzenie.... Jeszcze daleko nie odjechaliśmy więc decyzja, że pojedziemy dolną drogą przez Polanicę. Nawrót ... droga dolna przejezdna, ale pierwsze ostrzeżenie - jeszcze na ul. Sienkiewicza w Szczytnej złamane drzewo ... Już z duszą na ramieniu powolutku jedziemy dalej. Co chwila z drzew spadają na nas śnieżki z drzew. Jeszcze nie gałęzie. Ale przed drugim przejazdem kolejowym stop. Powalone na drodze drzewo. Z naszej strony podjeżdżają kolejne samochody. Z naprzeciwka już sporo stoi. Wspólna sprawa, więc wszyscy razem ciągniemy to drzewo z drogi na pobocze. Usunęliśmy tak, że dało się jednym pasem przejechać. Mija nas Policja. Pojechała... Myślałem o tym, że pojadę przez Szalejów, ale tam sporo drzew przy drodze, więc lepiej przez Wielisław. Gałęzie niemalże smyrgają po dachu. Za chwilę pewno spadną. Bylebyśmy przejechali.
I tak, pełni bojaźni dotarliśmy szczęśliwie do Kłodzka. Mam na-dzieję, że nie będzie awarii prądu, bo jak wtedy zrobić gazetę?...
Ps. Całe szczęście, że samochodzik miał jeszcze „zimówki”.