Splot. Znak

Autor: 
Katarzyna Redmerska

Bywa taki moment w ży-ciu, kiedy splot zdarzeń uświadamia nam, że znajomość spraw, które do tej pory uważaliśmy za oczywiste, tak naprawdę oczywistymi nie są.
Do niedawna byłam przekonana, że nie należę do kobiet „topornych na technikę”, które bez męskiej pomocy nie potrafią zrobić kroku. Niestety „splot”, a raczej ciąg pewnych wydarzeń, zburzył moje przekonanie, że „toporność na technikę” mnie nie dotyczy. Wszystko zaczęło się pewnego późnego wieczoru. Pracowałam właśnie na komputerze, gdy spaliła się żarówka w stojącej na biurku lampce. Podczas wkręcania nowej (doprawdy do tej pory zachodzę w głowę jak to możliwe), dokonałam spięcia i…wyłączyłam prąd w całej kamienicy. Nie zdenerwowałam się tym zbytnio, cóż zdarza się. Drogą dedukcji, „nietopornej na technikę” kobiety, stwierdziłam, że zwyczajnie wysadziłam korki. Poczłapałam więc na klatkę schodową, celem ich wciśnięcia. Jakież było moje zdziwienie, gdy każda kolejna próba wciskania tego ustrojstwa, kończyła się jego wyskoczeniem. Przyznam, zaczęłam się lekko denerwować. Byłam już tak zdesperowana, że brałam pod uwagę możliwość skorzystania z męskiej pomocy, ale byłam sama w mieszkaniu. W grę wchodził sąsiad, ale obawiałam się, że już śpi. Szczerze mówiąc liczyłam na to, że śpi i nigdy się nie dowie, że dokonałam spięcia. W momencie, gdy już lekko panikowałam, usłyszałam sąsiada, który niestety nie spał i oto szedł po schodach głośno klnąc. Gdy mnie zobaczył, odezwał się: - Jakiś idiota wyłączył światło sąsiadko”. - To ja - powiedziałam cicho. - Wciska pani te korki, czy nie? Mecz mi leci. - Próbowałam, ale wyskakują.
Podszedł do skrzynki z licznikami, pogrzebał gdzie trzeba i stała się jasność. - Ach te baby - zarechotał i poszedł do siebie. Pozwolą Państwo, że nie przytoczę treści wiąchy, jaką rzuciłam pod nosem. To nie koniec. Okazało się, że jako myśląca białogłowa, przeoczyłam tak mało istotny element, jakim jest zapisanie tego co pisałam, więc musiałam zaczynać od początku. Wytłumaczyłam sobie ten „błąd” zbyt dużą ilością spraw na głowie. Następnego dnia wybrałam się na przejażdżkę rowerową, pierwszą w tym roku. Za miastem podjeżdżając po górkę zauważyłam, że strasznie mi ciężko idzie pedałowanie. Zrzuciłam to na kondycję szwankującą po zimie. Gdy tak sobie pedałowałam, a pot ściekał mi z twarzy, usłyszałam za swoimi plecami męski głos: - A nie lepiej pani będzie zmienić przerzutki? Toż ledwo pani dycha. - Podjechał do mnie na rowerze starszy mężczyzna. O mało nie trafił mnie szlak, że o tych cholernych przerzutkach nawet nie pomyślałam. Zeszłam z roweru i zaczęłam przy nich majstrować, a tu jakby na złość, zacięły się. Schowałam dumę do kieszeni i poprosiłam pana o pomoc. Na szczęście nie odjechał, tylko stał i przyglądał się mi ciekawie.
Jest takie porzekadło: „Raz, to przypadek, dwa razy, zbieg okoliczności, trzy razy, przeznaczenie”. Trzecim i ostatecznym „znakiem” w tym splocie wydarzeń, który podkopał moje morale do końca, była wizyta w sklepie RTV. Udałam się tam celem zakupienia pilota uniwersalnego. Sprzedawca pokazał kilka egzemplarzy. Jako „nietoporna na technikę” kobieta, próbowałam, użyć jeden z nich na włączonym nieopodal telewizorze, nie działał. Powiedziałam o tym sprzedawcy. Na co on z uśmiechem po-błażliwości, jakby miał do czynienia z dzieckiem, grzecznie odparł: „Jak może działać, jeżeli nie ma w nim baterii?”.

Wydania: