Magda Gessler a lokalny patriotyzm
O programie TVN „Kuchenne rewolucje „pisać nie będę. O kuchni w Bystrzycy Kłodzkiej – owszem. Powodów jest kilka; najważniejszy to potrzeba rozróżnienia dobrego jedzenia w miłym dla nas miejscu a zaspokojenia głodu na co dzień. Zaspokoić głód w Bystrzycy jest gdzie. Wystarczy pójść do baru. Talerz zupy można zjeść tanio i smacznie.
Po pierwsze;
Kocham Bystrzycę Kłodzką i choć nie urodziłam się w tym mieście to mieszkam tu od dwudziestu lat i to z własnego wyboru. Nikt mnie nie przesiedlił przykładając lufę do skroni, nikt nie zmusił grożąc głodem lub innymi restrykcjami. Jestem w Bystrzycy, bo chcę. Czasami jestem wściekła na władze miasta, radnych, mieszkańców, wreszcie na samą siebie, że mam za mało siły by zmieniać to miejsce na lepsze, ładniejsze. Wielką radość sprawia mi widok remontowanych (nareszcie!!!) domów i ulic ale przecież wiadomo, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Oburzanie się na krytykę tego co kocham nie zmieni faktu, że król jest nagi.
Po drugie;
Pani Gessler przyjechała do Bystrzycy w najsmutniejszej porze roku. Topniejący w dzień brudny śnieg, wieczorem zamarzał w kostropate koleiny. Chmury zalegały nad całą kotliną, nawet gór nie było widać. Szaro, buro, przygnębiająco. Rozkopane do bólu ulice dla nas, mieszkańców to wielka nadzieja na lepsze - dla pani Gessler rozkopy nie do przebycia w warszawskich bucikach. Widziałam jak miotała się od latarni do latarni pod bystrzyckim ratuszem, zmarznięta, wściekła, ustawiając się do ładnego ujęcia przed kamerami. Nie miała szans by Bystrzycę polubić. Też bym nie polubiła. Obiad w miejscowym barze, gdzie dania mają być przede wszystkim tanie, może takiej Osobie jak pani Gessler sprawić nie lada problem.
Po trzecie;
My biedne żuczki z dalekiej, lekko zdziczałej prowincji całkiem nie doceniliśmy Jej Osoby i taka na przykład pani Fuglińska odmówiła przypadkowym gościom - niezapowiedzianym, nieumówionym!!! - wydania posiłku. Pani Fuglińska prowadzi agroturystykę (zresztą na bardzo wysokim poziomie), a nie regularną knajpę i raczej trzeba zachować pewne zasady korzystania z jej usług. Ich Śląskie Niebo, czyli schab duszony w suszonych owocach z dodatkiem wędzonki, to iście niebiańskie jedzonko, znane i cenione wśród polskich i niemieckich turystów.
Po czwarte;
Pani Gessler ma zupełną rację, że w Bystrzycy nie ma co zjeść. Pizza i schabowy oraz nieśmiertelny gulasz. Pierogi ruskie raczej dlatego, że tanio je zrobić niż że są jadalne (jest przecież wielu wielbicieli pierogów ruskich z bystrzyckich kuchni i zachwyceni ich smakiem poczuliby się urażeni). Mielone z utłuczonymi ziemniakami polanymi obficie tłuszczem. Zero oferty dla wegetarian. Nawet nieśmiertelne ruskie podają ze skwarkami. Przypadkowy turysta po odwiedzeniu bystrzyckich gastronomów czmycha czym prędzej z miasta robiąc sobie pamiątkowe fotki pod budynkami o odpadających tynkach. Pani Gessler też pewnie z ulgą wyjeżdżała z Bystrzycy Kłodzkiej. Jej poczucie piękna zostało mocno nadwyrężone a kubki smakowe zgwałcone potrawami dla biednego ludu. Byłam niedawno w Warszawie. Znajomi zapytali- co chciałabyś zobaczyć? Pragę. Pragę Północ i Pragę Południe. Obie!!! - dobiłam ich. Pokręcili głowami i pojechaliśmy. Gospodarze milczeli a mnie powoli opadała szczęka. Bystrzyca to mały pikuś przy takiej warszawskiej Pradze. Tam dopiero można zobaczyć brud i mizerię tego świata. Poza kilkoma modnymi ulicami praskimi reszty lepiej nie oglądać.
Bystrzyca Kłodzka jest PIĘKNA !!!