Refleksje ponadczasowe

Autor: 
Jan Pokrywka

Nie ma się co dziwić, że w trakcie nirwany, w jakiej pogrążył się kraj od świąt Bożego Narodzenia do Nowego Roku różne myśli chodzą po głowie. Na przykład to, czym jest czas, skoro przez kilka godzin na przełomie 31 grudnia i 1 stycznia świat ogarnia szaleństwo. Dodajmy, że to zjawisko przypomina nieco meksykańską falę strzelających korków szampana biegnącą ze wschodu na zachód. Gdy u nas wznoszone są toasty, to w Moskwie stało się to dwie godziny temu, a w Londynie dopiero się stanie za godzinę.
Im dalej na wschód czy zachód, tym różnice jeszcze większe, bo np. w Nowym Jorku dopiero jest Sylwester, godzina 18, a w Bangkoku jest już Nowy Rok 6 rano. Tak więc dziwną musi być konstatacja, że nie cały świat obchodzi w jednej chwili, a tylko jego wąski wycinek, jeden z 24, bo tyle godzin ma doba. Dzieje się tak dlatego, że czas wyznacza dobowy obrót Ziemi wokół własnej osi oraz jej roczny obieg wokół Słońca.
Wiadomo więc, jak wyznaczamy czas współcześnie, ale nadal nie wiadomo co to jest ten czas. Na pocieszenie można dodać, że nie wiedzieli tego nawet wielcy tego świata i tak święty Augustyn przyznał się, że gdy o tym nie myśli to wie, a gdy tylko próbuje to wytłumaczyć, to już nie. Być może rację mają ci, którzy twierdzą, że czas to złudzenie wynikające z zakrzywienia naszej przestrzeni, co twierdził sam Einstein, a co można sobie przedstawić jako dwuwymiarową kartkę papieru z narysowaną linią, symbolizującą nasze życie. Wystarczy teraz wygiąć kartkę i nagle każdy punkt linii znajdzie się w innym punkcie przestrzeni trójwymiarowej. Nie można dostrzec ani tego, co było, ani tego, co będzie, ponieważ przestrzeń będzie zakrzywiona w innym wymiarze. Ale zostawmy te rozważania fizykom, bo zwykłym śmiertelnikom od tego kręci się w głowie niczym od szampana.
Można by jeszcze dojść do wniosku, że czas to tylko świadomość, a tę, jak to określa piekłowszczyk Marks, określa byt. Co prawda niektórzy gnostycy, a i inni reprezentanci ścieżek duchowych, jak np. Silva, uważają odwrotnie, tzn., że świadomość określa byt, ba, wręcz go tworzy. Np. poprzez wizualizację można wpływać na świat materialny kształtując chociażby własną przyszłość. Można też zmieniać przeszłość, a w każdym razie podświadomość, leczyć ją z kompleksów i pojednać się z własnym cieniem, jakby to ujął Jung.
Ale zostawmy to i wróćmy do głównego wątku, bo jak mówią młodzi, wykształceni i z wielkich miast „my tu sobie tempus fugit, a czas płynie”.
Jeżeli czas „to nieprzestrzenne continuum, w którym zjawiska następują w nieodwracalnym porządku od przeszłości, poprzez teraźniejszość ku przyszłości”, co definiują niektórzy uczeni, to od razu widać, jakie różnice dzielą naukowców i jak dalece do tego, aby nauka wyjaśniła świat. Na przykład co to jest teraźniejszość, jak długo „trwa chwila”?
Czy mierzyć ją obiegiem wokół Słońca, czy obiegiem Księżyca wokół ziemi? W przeszłości różnie z tym bywało, stąd różnie mierzono czas. Kiedyś ludzie żyli nie tyle wedle zegarka, co według następujących po sobie zdarzeń jak wschody i zachody słońca, fazy księżyca, pory roku, dzień i noc, narodziny i śmierci. Współcześnie, czas mierzy się interwałami międzywyborczymi. Wraz z czasem zmienia się rzeczywistość. Przynajmniej w hasłach, sloganach i obietnicach. Np. przed dopiero co zakończonymi wyborami samorządowymi rząd twierdził, że na EURO 2012 zbuduje jak nie autostrady, to drogi szybkiego ruchu, a już po wyborach, że nie. No może nie całkiem, kiedyś zbuduje, ale nie teraz. Może więc rację miał niejaki Heraklit twierdząc, że „panta rhei”, co się wykłada, że wszystko płynie, staje się, jest w ciągłym ruchu, choć w innej wersji to radziecki uczony Pantarejew odkrył, że „wsjo pływajet”.
Jak tam było, tak tam było, ale jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było, jak zauważył dobry wojak Szwejk, więc wróćmy do noworocznej rzeczywistości.

Wydania: