Prowincja. Światowiec
Słowo „prowincja”, niby zwyczajne, a zawiera w sobie tyle ukrytych emocji, podtekstów i przygan. Zauważyć można, że osoby mieszkające na prowincji postrzegane są jako gorsze, mniej wartościowe, inne. Przez światowców (czyt. warszawiaków)), odbierani jesteśmy jako swoistego rodzaju „ewenement”. Jesteśmy dla nich „skansenem”, w którym kobiety szczycą się popaloną trwałą, a mężczyźni zajeżdżają pod budkę z piwem swoją furą zaprzężoną w dwie leciwe chabety. „Światowcy”, gdy ktoś z ich kręgu przeniesie się w sielankowe prowincjonalne miejsce, tłumaczą taką decyzje zawsze tak samo: „oryginalny”, „potrzebuje wyciszenia”, „lubi naturę”.
Gdy prowincję wybiera artysta, nie ma problemu. W słowie „artysta”, kryje się przecież inność.
Co ciekawe „światowcy”, pomimo swojej wielkomiejskiej błyskotliwości z uporem pod hasłem „prowincja” umieszczają wszystkie skupiska ludzkie mniejsze od stolicy.
Mieszkaniec prowincji w oczach „światowca” ma inne problemy niż on. W przeciwieństwie do „światowca” nie potrzebuje do życia tak wielu niezbędnych rzeczy jak i dużych nakładów finansowych. Cóż, akurat temat „finansów” nie powinien dziwić. Wystarczy spojrzeć na decyzje rządu, widać wyraźnie, że wprowadzając 23% podatek, a z nim nieuchronne podwyżki, patrzyli przez pryzmat swoich portfeli.„Światowcy”, przyzwyczajeni do wielkomiejskiego życia, bogatego w wszelakiego rodzaju ułatwienia w codziennym egzystowaniu, nie potrafią odnaleźć się na „prowincjonalnym” terenie. I ja właśnie w felietonie wspomnę o tym problemie. Konkretnie o „światowcach” przysposobionych, czyli tych, którzy stali się mieszkańcami stolicy, i którzy się tam dorobili.
Wnuk mojej sąsiadki, dochrapał się dobrze płatnego stanowiska w wielkiej korporacji. Od momentu rozpoczęcia tam pracy i bogacenia się coraz bardziej się zmieniał. Zaczęło się od zakupienia segmentu w modnej dzielnicy. Następnie rozpoczęcia urządzania swojego gniazdka, w którym umieścił wszystko co obecnie w stolicy, konkretnie wśród tzw.: society jest modne. Schody z afrykańskiego drewna, rolety, które rozsuwają się dokładnie o godzinie siódmej rano!
Obecnie człowiek ten nie potrafi odnaleźć się w zwyczajnych sytuacjach życiowych. Do wszystkiego potrzebuje „specjalistów”.
„Światowiec” nawiedził babcię, a moją sąsiadkę w świąteczny czas. Przyjechał wieczorem stawiając swój „wypasiony” samochód na podwórzu. Rankiem następnego dnia zaintrygowana szumem na podwórzu spojrzałam przez okno. Zobaczyłam „światowca” i pomoc drogową. Okazało się, że nie mógł ruszyć samochodem, bo koła mu grzęzły w śniegu. Warto nadmienić, że grzęzły mu przy kilkunastostopniowym mrozie! Zamiast wpaść na pomysł, by poprosić sąsiadów by go zwyczajnie pchnięto, sprowadził… specjalistyczną pomoc.