Śnieg a ekonomia
Po kilkutygodniowej walce z atakiem zimy, która, jak co roku zaskakuje oraz lekkiej odwilży, na szczęście mamy kilka dni wprawdzie mroźnych, ale w miarę słonecznych. Jak wiadomo nieszczęściem dla nas są opady śniegu, paraliżujące ruch na drogach. Te z kolei nie są na czas odśnieżane, bądź odśnieżane nieskutecznie i nie chodzi nawet o nasz kłodzki region, ale i cały kraj. W takiej Warszawie na przykład stwierdzono, że miliony na odśnieżanie wyrzucane są w błoto, stąd pomysł, aby w przyszłym roku (a może w przyszłym sezonie?) na próbę kilku ulic w ogóle nie odśnieżać, a tylko biały puch ubijać, na wzór krajów skandynawskich.
Eksperyment, co oczywiste, udać się nie może z kilku powodów. Po pierwsze, nie może być tak, że część ulic będzie odśnieżonych, a część nie, bo to tylko pogorszy efekt. Po drugie, w krajach skandynawskich rzadziej następują odwilże i w większości rejonów śnieg po prostu leży do wiosny. Po trzecie wreszcie, w Skandynawii zimą jeździ się na oponach z kolcami, a u nas nie wolno.
Krótko mówiąc, chaos jaki zapanuje w Warszawie tylko się powiększy. Lecz chyba o to chodzi! Zima bowiem, to dla gospodarki okres dobry, ba, wręcz jedyny w roku aby poprawić wskaźniki ekonomiczne.
Najważniejsze, że rośnie PKB będące, jak wiadomo statystycznym wzrostem wartości produkcji, sprzedaży
i usług. Zimą więcej zużywamy energii, głównie do ogrzewania, a to oznacza większą sprzedaż gazu, prądu, węgla, itd. Rośnie sprzedaż konsumpcyjna, zwłaszcza przed świętami, a co więcej, więcej jest stłuczek i poważniejszych wypadków drogowych.
To z kolei daje wzrost wartości usług blacharskich, lakierniczych, itd. a wszystko to razem przekłada się na wzrost PKB i daje możliwość do chwalenia się rządu jaki to wspaniały, choć to nijak nie przekłada się na poziom życia ludności. W krajach południowych i zachodnich zima jest lżejsza, a i porządek na drogach większy, więc wypadków mniej, mniejszy wzrost PKB a mimo to ludziom żyje się lepiej.
Ale to na marginesie. Najważniejsze jest jednak co innego. Zima, jaka by nie była, z punktu widzenia logistyki jest łatwa w likwidowaniu skutków, bo też i łatwo przewidywalna. Wystarczy pługiem odśnieżyć jezdnię i chodniki a śnieg zalegający pobocza wywieźć. Wszystko to proste i łatwe do przewidzenia i zaplanowania. Dlaczego zatem tak się nie dzieje?
Z powodu, rzecz jasna, typowej u nas niemożności i antytalentu organizacyjnego, ale nie to jest najważniejsze. Nieodśnieżone, śliskie drogi to wolniejsza jazda, częste stanie w korkach, a co za tym idzie – większe zużycie benzyny.
A w paliwach, zawarta jest nie tylko akcyza ale i VAT, nie licząc podatku drogowego. Większe zużycie paliwa to większy wpływ do budżetu z podatków pośrednich i to od razu.
Państwo więc (a pod słowem: państwo, rozumiem także samorządy terytorialne) nie jest finansowo zainteresowane odśnieżaniem i porządkiem na drogach. Zwłaszcza państwo socjalistyczne, którego głównym celem nie jest dobro jego obywateli, a wpływy do budżetu.
Dokonać tego można w jeden, najskuteczniejszy sposób: łupiąc obywateli, najlepiej tak, aby tego nie zauważyli.
I tak się właśnie dzieje.