Bankowa wojna Cantony
Czy można wygrać z państwem? Zwłaszcza z państwem chciwym, dbającym bardziej o wygodę własnych funkcjonariuszy niż dobro obywatela? Być może, ale to okaże się dopiero 7 grudnia, kiedy to ma nastąpić etap wielkiej bitwy. Na ten dzień Eric Cantona, swego czasu znany piłkarz, obecnie aktor, wezwał obywateli do wypłacenia z kont pieniędzy. Jego zdaniem, obywatele nie są w stanie wygrać z państwem, a ściślej, z bankami, inaczej.
Za to plusem tej formy jest to, iż jest ona formą bezkrwawej rewolucji alterglobalistycznej i przejęcia z powrotem władzy przez społeczeństwo. Z powrotem, bo zdaniem Cantony, obecnie państwem rządzą banki, które skupując obligacje rządowe stały się instytucjami spekulacyjnymi zamiast obywatelskimi. Krótko mówiąc, banki żyją głównie ze skupu obligacji państwowych a nie z kredytów udzielanych obywatelom, co, nawiasem mówiąc, widoczne jest bardziej w Polsce niż we Francji.
Kim jest Cantona? Fanom futbolu jest to postać znana. W latach 80 - tych a zwłaszcza 90 - tych osiągnął niemal szczyty sportowych możliwości. grał nie tylko w klubach francuskich, ale też reprezentacji tego kraju. Niepokorny charakter Cantony dał o sobie znać
w 1991 r. gdy rzucił piłką w sędziego. Stanąwszy przed komisją dyscyplinarną FFP po kolei podchodził do każdego z jej członków nazywając go idiota. Zdarzenie to omal nie zakończyło kariery piłkarza. Na pewien czas wycofał się ze sportu, ale pod wpływem namowy przyjaciół powrócił do futbolu ale już w Anglii, grając m. in. w Manchesterze United.
Oblicza się, że w proteście może wziąć udział kilkaset tysięcy osób. Czy to dużo, czy mało? Trudno powiedzieć, nawet w skali Francji, gdzie stopa odłożonych na kontach pieniędzy jest zróżnicowana i większa niż u nas. Jaki tego będzie rezultat – niebawem się okaże. Ważne jest co innego.
Cantona wyraźnie wskazał drogę, prawdopodobnie najlepszą, w walce z omnipotencja państwa. Będzie to test dla obywateli, ale także dla państwa i banków. A może być ciekawie. Niewiadomą z jednej strony jest forma, w jakiej wypłacone pieniądze zostaną przechowane, a z drugiej, czy banki mają na tyle pieniędzy aby zadośćuczynić żądaniom.
Problem jest coraz poważniejszy. Państwo coraz bardziej wkracza w prywatne życie obywateli. Zaczęło od zmiany czasu (z zimowego na letni i odwrotnie), przymusu zapinania pasów w samochodach, ograniczaniem władzy rodzicielskiej, a kończy się – jak na razie przynajmniej – zakazem palenia i coraz większymi uprawnieniami specsłużb skarbowych.
Wieje grozą, bo jak powiedział Alexis de Tocqueville, nie ma takiej zbrodni, której nie popełniłby nawet łagodny rząd, któremu zabraknie pieniędzy.
A naszemu już brakuje, pomimo buńczucznej miny ministra Rostowskiego.