Krakowskie impresje licealistów
Zaczęło się o trzeciej nad ranem. Spośród ciemności i mgły poczęły wyłaniać się niepewnie idące istoty z wielkimi bagażami w ręku i ogromnymi plecakami na swych barkach. Ich zaspane oczy miały ujrzeć -o godzinie czwartej !-swój wehikuł czasu, który miał przenieść ich do Krakowa minionych wieków oraz obozu zagłady sprzed ponad siedemdziesięciu lat...
Okazało się jednak, iż sam wehikuł czasu nie istnieje, a latorośle- owoce miłości swych rodziców - musiały skorzystać z bardziej plebejskiego sposobu komunikacji, jakim jest podróż szarym polskim Jelczem.
Po sześciu godzinach trudnej podróży (niestety, podobnie jak wehikuł czasu, autostrady w Polsce nie istnieją), młodzi wędrowcy stanęli przed samym smokiem wawelskim, z którego paszczy wydobywał się specyficzny odór siarki. To charakterystyczne miejsce na Wawelu zostało uchwycone w kadrze czasowstrzymywaczoutrwalacza, zwanego kolokwialnie aparatem fotograficznym.
Opiekunowie i przewodnik wprowadzili w ich świat Krakowa, grodu podziwianego przez turystów całego świata.
I oni skierowali swe kroki ku najatrakcyjniejszym miejscom Krakowa:
Odwiedzili Kościół św. Franciszka z jego mrocznymi, ale jakże pięknymi witrażami. Przemierzyli wzdłuż i wszerz rynek wraz ze sławnymi Sukiennicami. Uczestniczyli w otwarciu ołtarza Wita Stwosza w Kościele Mariackim, a także wysłuchali sławnego i historycznego już hejnału granego codziennie z wieży mariackiej. Byli gośćmi na Wawelu i w jego komnatach poznawali fragmenty historii Polski i piękne dzieła sztuki. Odbyli osobiste spotkanie z jakże odrębną kulturą żydowską na Kazimierzu.
Gdy tamtego dnia słońce było u schyłku swej wędrówki po tej stronie globu, oni również zbliżali się do zwiedzenia ostatniego –zaplanowanego- miejsca, jakim była żydowska synagoga i cmentarz, który jakże różni się od powszechnie znanych nekropolii. Urzekł ich swą odrębnością, niespotykanym klimatem, odmiennością.
Po przemierzeniu Krakowa wytyczonymi przez wodzireja ( nazywanego niekiedy przewodnikiem) szlakami, młodzi globtroterzy skierowali swe kroki ku ich tymczasowemu schronieniu na Oleandrach. Znużeni całodobową (prawie!) wędrówką, marzyli by oddać się w objęcia Morfeusza. Jakże naiwne to były pragnienia! Nie pomyśleli, że niestrudzeni ich opiekunowie szybko zarządzą wyjście do przybytku Melpomeny. Niektórzy odgrażali się, że tam nadrobią zaległości w spaniu. I tu zdarzyła się rzecz niesłychana, fabuła spektaklu („Mayday” w Teatrze Bagatela)) nie pozwalała zasnąć, co więcej, scena przykuwała uwagę. A salwom śmiechu nie było końca (a nawet- muszę to zdradzić - jeden z uczestników wycieczki był tak zafascynowany przedstawieniem, że zdjął buty i klaskał stopami!).
Po spektaklu wszyscy wracali do schroniska w skowronkach, gdyż oto właśnie nadchodził moment, o którym myśleli nieustannie, poczynając od chwili wsiadania do autobusu – nocleg w schronisku!. Początki były dość trudne, gdyż częste wpadanie opiekunów (czytaj: kontrole!) nie sprzyjały młodzieży, jednak po pewnym czasie i nauczyciele zaufali uczniom i udali się na spoczynek. Wtedy rozpoczęły się nocne Polaków (uczniów) rozmowy ( wszak wycieczka była integracyjna). Nikt prawie nie pamiętał (oprócz oczywiście opiekunów), że następnego dnia o 6.30 należało stawić się na śniadaniu.
Nieprzespana noc większości wycieczkowiczów dała o sobie znać już wkrótce. A kolejny dzień upłynął pod znakiem poznawania najnowszej tragicznej historii naszego kraju i Europy. Zwiedzaliśmy bowiem obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau. Zwiedzanie z pewnością byłoby bardziej interesujące, gdyby nasz przewodnik okazał się odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Niestety, odnosiliśmy wrażenie, że był on sceptycznie nastawiony do młodzieży i niechętnie odpowiadał na pytania, co więcej, starał się na każdym kroku pochwalić swymi rozległymi kontaktami z ludźmi znającymi realia życia w obozie koncentracyjnym ( jednak niektórzy uznali to za ciekawą formę przybliżenia koszmaru życia lagrowego i masowej eksterminacji Żydów oraz innych 24. nacji).
Przeszliśmy szlakami ludzi katowanych i zamordowanych w tych przeklętych miejscach. Zwiedzanie muzeum ukazało nam tragedię całych narodów i jednostek. W sercu każdego z nas pozostanie głęboka i bolesna rysa, która z pewnością odnawiać się będzie w nas za każdym razem, gdy usłyszymy hasło nazizm, obóz koncentracyjny, Oświęcim- Auschwitz, Brzezinka-Birkenau. Pojechaliśmy jednak po to, by pamiętać, że to „Ludzie ludziom zgotowali ten los” . Chcemy znać historię, nie chcemy „powtórzonego losu”.
W tych splamionych krwią miejscach, czas stanął w miejscu... Na zawsze.