Dell w cieniu dopalaczy
W cieniu „dopalaczy” i posła Palikota kilka spraw umknęło uwadze nie znajdując właściwego oddźwięku, a jedną z nich jest sprzedaż łódzkiego oddziału firmy Dell (własności Michaela Della) tajwańskiemu Faxcomowi.
Sam w sobie fakt taki nie jest ciekawy dla osób nie interesujących się światową gospodarką, sprzedaż, czy fuzje światowych gigantów, nie są czymś nadzwyczajnym, zwłaszcza, że Faxcom współpracuje z takimi markami jak Sony, HP, Lenovo, Apple, czy iPhone. Ważny on jest dlatego, że pokazuje do czego dochodzi, gdy państwo w jakikolwiek sposób zajmuje się gospodarką.
Media zajęły się jednym aspektem sprawy: pomocą państwa wynoszącą łącznie (ze zwolnieniami podatkowymi) ok. 216 mln zł, nie licząc kosztów poniesionych przez lokalny samorząd. Sama „pomoc”, co w praktyce oznacza dotację, wynosi 148,7 mln zł i jest wypłacana w czterech transzach od 2009 r. do 2012 r., mimo iż firma zmieniła właściciela, co dziennikarze określali jako zrobienie w konia polskiego rządu przez amerykańskich cwaniaków. Dodatkowym argumentem jest fakt, że w zamian za tę pomoc łódzki Dell miał zwiększyć zatrudnienie i utrzymać miejsca pracy przynajmniej przez 5 lat. Umową tą nowy właściciel nie jest zobligowany, może jej nie dotrzymać, a mimo to jeszcze w ciągu 2 lat otrzyma 40,3 mln zł. Dlaczego rząd nie może anulować tego zapisu umowy i zażądać zwrotu dotychczas przekazanych środków – tego dokładnie nie wiadomo, pozostaje więc pytanie, czy nasz rząd jest tak głupi, czy stoi za tym coś jeszcze, a czego możemy się domyślać, czy też jedno i drugie.
Ale i to nie wszystko.
Podczas kampanii w 2007 r. Donald Tusk obiecywał, że Polska stanie się drugą Irlandią, że płace będą podobne. Efektem tych obietnic było przeniesienie w 2009 r. (w tym samym, w którym zapadła decyzja sprzedaży Faxcomowi) fabryki Dell’a z irlandzkiego miasta Limerick (od jego nazwy pochodzi rodzaj wiersza) do Łodzi. W aspekcie dochodów wyszło to tak, że Polacy zatrudnieni w tej samej fabryce w Limerick zarabiali – powiedzmy – 1500 euro na miesiąc, a w Łodzi też 1500 tyle że złotych i też miesięcznie, a więc 4 razy mniej. Oto cud „liberalnej” polityki Platformy Obywatelskiej.
Gdyby PO była partią naprawdę liberalną w aspekcie gospodarczym, nie doszłoby do tego, albowiem liberalizm wyklucza jakąkolwiek ingerencję państwa w gospodarkę, co jest domeną wszelkiej maści socjalizmów.
Nie dziwi więc, że w połowie lat 90. pomiędzy SLD a KL-D, który stanowi trzon PO, wybuchł spór o program, tak obydwa były do siebie podobne. Z drugiej strony, gdyby owe 216 mln zł rozdzielić pomiędzy 2000 członków załogi, to na głowę przypadłoby ponad 100 tys. zł, które być może byłyby lepiej wykorzystane. Bo tak naprawdę, to tylko w wyliczeniach księgowych wygląda to tak, że zarobili jakieś pensje, podczas gdy w rzeczywistości wypłacili je sobie sami z pieniędzy zabranych pod przymusem nam wszystkim.