Opowiadanie - Kolekcjonerka (cz.5)

Autor: 
Henryka Szczepanowska

Po pogrzebie zajęła się sprawami spadkowymi. Mąż zgromadził wiele dóbr, zakład jubilerski, mieszkanie w starej kamienicy w centrum miasta, domek letniskowy nad morzem, pokaźne konto i dom po niedawno zmarłej matce. Domek był niewielki ale bardzo ładnie położony, na skraju miasta, w otoczeniu drzew starego, poniemieckiego parku. Zazwyczaj wynajmowała prawnika do załatwiania skomplikowanych spraw spadkowych ale tym razem może wiosenna pogoda a może potrzeba zmiany zachęciła ją do wyjazdu i zajęcia się formalnościami. Niestety, już po pierwszej wizycie w urzędzie żałowała swojej decyzji. Postanowiła znaleźć kogoś na miejscu, zawsze to taniej niż w wielkim mieście. Zobaczyła szyld kancelarii notarialnej, weszła bez zastanowienia. Przywitała ją sekretarka z wielkim biustem i jaskrawym makijażem. Po kilku minutach już siedziała w głębokim, skórzanym fotelu narzekając na upierdliwe procedury, pijąc kwaśną kawę i kokietując notariusza zgrabnymi, długimi nogami. Notariusz był nadzwyczaj miły, usłużny i nawet całkiem dowcipny. Niestety, musiała zostać do następnego dnia, by osobiście stawić się w wydziale ksiąg wieczystych. Znalazła całkiem niezły hotel z restauracją. Zeszła na wczesną kolację głodna i wściekła z powodu przymusowego pobytu w hotelu. W resteuracji zbierała się miejscowa śmietanka towarzyska. Popijali wódkę, grali w bilard. Wśród gości był notariusz. Rozpoznał ją wyraźnie ucieszony, przywitał całując w rękę. Zaproponował wspólną kolację. Był już po paru kieliszkach. Dowcipny, uwodzicielski, dobrze ubrany, zamożny. Dobry kompan i interesujący mężczyzna, choć gołym okiem widać było jego małomiasteczkowe maniery. Do późnego wieczora tęgo popijali, opowiadając sobie różne zabawne historyjki i absurdalne zdarzenia. Pożegnali się przed wejściem do części hotelowej pod wścibskimi spojrzeniami znajomych notariusza. Godzinę później do drzwi jej pokoju ktoś cichutko zapukał. Wypite trunki wirowały jej w głowie, prawie naga otworzyła i stanęła na wprost uśmiechniętego notariusza.
Pół roku później wzięli cichy ślub. Zamieszkała w domu z dużym ogrodem, staroświecko umeblowanym, pachnącym starymi meblami, naftaliną i czymś nieokreślonym. Nie miała planu jak pozbyć się notariusza. Staruszka na pięterku komplikowała wszystko. Trzeba było czekać.
c.d.n.

Wydania: