Żart Anatola (odc. 11)
- Śniadanie do łóżka? Rozpieszczasz mnie. Czy tak już będzie zawsze?
- Masz na myśli śniadania? Jeżeli tylko chcesz - postawił przed nią tacę, a sam wślizgnął się z powrotem pod kołdrę.
- Czy nam się uda?
Pocałował ją w usta.
- Uda.
- Jest mi tak dobrze, że nie wychodziłabym dzisiaj z łóżka.
- Uhm…ja również - posmarował sobie grzankę dżemem morelowym i schrupał ją z apetytem.
- No ale musimy - westchnęła. - Kończy się sierpień, a z nim termin remontu jaki dał nam Anatol. Swoją drogą- odwróciła się w jego stronę - jak myślisz, co tam stryjek w tym testamencie wykombinował? Może karze nam sprzedać „Anatolówkę”?
- Nie sądzę.
- Wiesz, czasem mówisz tak jakbyś znał treść testamentu Anatola.
- Daj spokój - zaśmiał się. - A skąd niby miałbym ją znać?
- Też prawda. - oparła się o poduszki i powoli piła kawę. Pankracy ulokował się pomiędzy nimi i słodko spał. Pogłaskała go za uchem. Mruknął zły, że mu przeszkadza. - To co, wstajemy, czy jeszcze nie? - spytała filuternie.
- Kilka godzin nas nie zbawi, możemy jeszcze poleniuchować.
- Może pogramy w karty?
- Alu, ty mnie nie prowokuj.
- Ale o co chodzi? - chichotała.
- Już ja ci powiem o co. Najpierw jednak wyproszę z łóżka Pankracego. Zdecydowanie zrobiło się za tłoczno.
* * *
- Witam sąsiadkę! - Eustachy opierał się o płot i radośnie uśmiechał.
- Dzień dobry. - podeszła do płotu.
- Widzę, że zbiera pani renklody. Ech…to już koniec lata
- Wszystko co dobre, szybko się kończy.
- Ano, prawda. A gdzie pan Wojtek?
- Wojtuś jest w Kłodzku.
- Wojtuś? - Eustachy popatrzył na nią uważnie. - Czy aby nastąpiło ocieplenie?
- To raczej upał - zachichotała.
- A niech mnie! - klasnął w dłonie.
- Jak tu pół roku przed śmiercią pana Anatola, dwa razy pana Wojtka zobaczyłem. Wiedziałem, że coś się święci.
- Słucham? - czuła jak serce podchodzi jej do gardła.
- Ano był tu pan Wojtek.
Oparła się o płot, bo czuła, że nogi ma jak z waty. Czuła jak łzy rozczarowania podchodzą jej pod powieki. Pożegnała się szybko z sąsiadem.
Weszła do domu i zaczęła głośno płakać. Jak mógł ją tak oszukać! Jak mógł!
* * *
Gdy przyjechał z zakupami weszła za nim do kuchni i usiadła przy stole.
- Już robie spaghetti, tak jak obiecałem.
Patrzyła jak krząta się po kuchni. Wypakowuje zakupy. Myje ręce. Wstawia wodę na makaron.
- Kiedy ostatni raz widziałeś się z Anatolem?
- Czemu pytasz? - starał się ukryć zmieszanie.
- Po prostu pytam. Więc kiedy?
- Na pogrzebie Horacego.
- Kłamiesz! - uderzyła pięścią w stół.
Odwrócił się w jej stronę. Już wiedział, że wszystko wie.
- Ala…ja…
- Milcz! Jesteś wstrętnym kłamcą. Brzydzę się tobą. Słyszysz! Byłeś tu przed śmiercią Anatola dwa razy. Pytam, po co?!
- Zadzwonił do mnie z prośbą bym przyjechał. Chciał wiedzieć, czy nadal cię kocham. Czy przemyślałem ten rozwód. Powiedziałem mu więc prawdę, wiesz jaką. Drugi raz jak byłem, był już chory. Niewiele mówił. Patrzył tylko na mnie i się uśmiechał. Na koniec poklepał mnie po dłoni. Gdy dowiedziałem się o testamencie, zrozumiałem, że to część jego planu.
- Wiesz jaka jest treść końcowa?
- Nie.
- Skąd mogę ci wierzyć?
- Musisz.
- Czemu mi tego nie wyjawiłeś? Tylko patrzyłeś jak się przed tobą błaźnię?
- Alicjo daj spokój. Nie psuj tego co odbudowaliśmy.
- Ty to zepsułeś swoim kłamstwem i obłudą- podniosła się z krzesła.- dokończ sam remont..Ja wyjeżdżam. Dłużej nie zamierzam być z tobą pod jednym dachem.
- Alu…
- To koniec Wojtek- wyszła z kuchni. W pierwszej chwili chciał pobiec za nią. Ale wiedział, że nie ma to sensu. A niech to… - zaklął pod nosem.
* * *
- Przeczytam teraz końcową cześć testamentu Anatola - zwrócił się do nich adwokat. - Jest to raczej list skierowany do was. Spojrzeli na niego zaskoczeni.
Drodzy moi,
Nieźle was urządziłem co? Wybaczcie staruszkowi te ostatnią psotę. Mam nadzieję, że wszystko poszło dobrze
i siedzi teraz przed adwokatem zakochana para.
Dom jest oczywiście wasz. Mam nadzieję, że za niedługi czas wypełni się śmiechem dzieci, waszych dzieci.
Jeżeli jednak z jakichś powodów nie jesteście razem. Nakazuję sprzedać dom. Traktujcie to jako karę za to, że zniszczyliście sobie życie.
* * *
Ostatni raz chciała zobaczyć dom, zanim go sprzedadzą. Wjeżdżała na podjazd, gdy zaskoczył ją samochód Wojtka. A ten co tu robi- warknęła. Znalazła go w ogrodzie.
- Co tu robisz?
- Przyjechałem się pożegnać.
- To tak jak ja - stanęła obok niego. Milczeli. W oddali słychać było świergot ptaka, przypominający chichot.
- To chyba stryj się z nas śmieje- bąknęła.
- Gdybym ci powiedział, że byłem u Anatola, nie stałoby się to, co stało- odezwał się nagle.
- Rzeczywiście, nie stalibyśmy tu teraz.- odparła z ironią.
- Wiesz dobrze o czym mówię.
- Wojtek, chodźmy do domu.
- Co?
- Chodźmy do naszego domu - spojrzał na nią zaskoczony, a ona…śmiała się do niego.
- Alicjo!
- No weź mnie wreszcie miągwo jedna w ramiona - zachichotała tonąc w jego objęciach.
Koniec