Kolekcjonerka - cz. 3 (opowiadanie)
Znajomość z jubilerem szybko rozwinęła się w namiętny romans. Spotykali się na póżnych kolacjach, trzymali za ręce odprowadzając wzajemnie do do-mu. Jubiler tęsknił za ukochaną już w momencie całowania jej dłoni na pożegnanie. Czasami wyjeżdżali do Kazimierza zatrzymując się w małej willi za herbaciarnią. Długie spacery nad Wisłą, kolacje z winem, szampan do łóżka.... Jubiler nie mógł bez niej żyć. Lekką ręką wydawał całkiem duże pieniądze na wykwintne alkohole, luksusowe restauracje, obsypywał prezentami. Po kilku tygodniach sielanki nadszedł czas na konkrety. Kochanie, tak mi z tobą dobrze -szepnęła przytulając się do jego chudych ramion - aż strach pomyśleć, co by było, gdyby któreś z nas trafiło do szpitala, nawet nie udzielili by nam informacji o stanie zdrowia. Jesteśmy zupełnie obcymi ludźmi w świetle prawa.
Szybko zmieniła temat, nie pozwalając na skomentowanie. Wiesz, nie mogę wyjechać z tobą za tydzień do Kazimierza. Jestem zaproszona do domu moich znajomych na ich rocznicę ślubu a oni są tacy, no wiesz.... zaśmiała się znacząco, tacy staroświeccy. Nie to co my. Jubiler na myśl o rozstaniu, nawet na kilka dni, stracił oddech. Nie wyobrażał sobie życia bez niej. Bezsenna noc ciągnęła się jak z gumy. Bał się zmian ale jeszcze bardziej bał się samotności. Nad ranem zasypiał z postanowieniem, że jeszcze tego dnia poprosi ją o rękę. Budzik wydzwonił przerażliwą pobudkę a w głowie jubilera resztki niepokojącego snu o dziurze w ziemi składały się w niewyraźne ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem. Zaciął się boleśnie przy goleniu, wylał herbatę na kuchenny obrus, przypalił jajecznicę, nic nie szło jak trzeba.
W pracowni długo nie było klientów. Wyjął z sejfu stalową kasetę z biżuterią. Długo oglądał pierścionki i obrączki. Wybrał najpiękniejszy z wszystkich, jego ulubiony z dużym, zielonym kamieniem oplecionym złotem w dwóch kolorach i schował go w dłoni. Tuż przed zamknięciem pracowni niespodziewanie stanęła w drzwiach, uśmiechnięta, zalotna -przechodziłam obok i tak po drodze wpadłam... tłumaczyła swą nie zapowiedzianą wizytę. Proszę, zostań moją żoną, wyjdź za mnie - wydukał spocony ze strachu, że usłyszy "nie". Spodziewała się takiego pytania, ale przecież nie tu, w sklepie. Może w jakimś wyjątkowym miejscu, przy świecach, romantycznie. Ależ, kochanie, nie musimy tak od razu do ołtarza, no tak. Wyjdę. Całował jej dłonie. Patrzyła na jego pochyloną, posiwiałą głowę jak na zdobycz. To była zdobycz. c.d.n.