Holandia widziana z barki

Autor: 
Mietek Kowalcze
holandia5.jpg

Wakacyjne eskapady, wiadomo, mają różny charakter. Wygodne wylegiwanie się na plaży, wędrówki przez góry i lasy, ale także coś aktywnego. I taką formę wybraliśmy, kiedy postanowiliśmy część wakacji spędzić wspólnie, to znaczy grupa nauczycieli Społecznej oraz przyjaciele. Jako że to odważne wyzwanie na wakacje warto się do niego solidnie przygotować. I dlatego będzie tutaj rodzaj mieszaniny wrażeń i spostrzeżeń z praktycznymi radami, które PT Czytelnikom mogą posłużyć w przyszłości. A więc od początku. Warto przygotowania zacząć wcześnie, nie tylko ze względu na gromadzenie środków finansowych (koszt tygodniowego pobytu na barce 7-osobowej Classic to ok. 1500 zł wraz z dojazdem), ale także na konieczność dotrzymywania terminów rezerwacji, przedpłat, ustalania konkretów wyjazdu, np. trasy. Relację z samego wyjazdu też należy zacząć konkretną propozycją, przez nas, jak się okazało, bardzo trafnie wybraną. Chodzi o zrobienie zapasów żywności. Na całą wyprawę. Owszem, różnice w cenach nie są jakieś ogromne, ale na miejscu chodzi przede wszystkim o czas. Zanim odnajdzie się w danej miejscowości (to nie zawsze są wielkie miasta jak Utrecht czy Amsterdam) sklep, dotrze z powrotem na barkę, przygotuje posiłek, to mija mnóstwo czasu. Pozostają restauracje. To prawda, ale tutaj ceny już zupełnie nie są podobne do naszych. Jeszcze jedna rzecz, która zresztą daje nam do myślenia – czas pracy sklepów, w szczególności supermarketów. Dziwne. Zamykane najpóźniej o 19, w poniedziałek otwierane o 11.00. Tak tak szanowni Czytelnicy. Tak więc po drogach Polski, a później autostradach Niemiec i Holandii warto wieźć zapasy. Tym bardziej, że na pokładzie i lodówka, i kuchnia gazowa, i całkiem spory (wystarczający) komplet garnków i naczyń. Kiedy człowiek nakarmiony i napojony smacznie to może spokojnie podziwiać widoki. No to teraz o widokach. Łagodne, przyjemne, wodne, rolnicze, trochę industrialnych.
Z kanałów oglądamy głównie zabudowę nad brzegami. Małe, czasem malutkie budynki różnych kształtów i różnej architektury, ale wszystkie zadbane, wręcz dopieszczone. Nie nużą wcale. Oczywiście od czasu do czasu majestatyczne wiatraki. W użyciu. Można na przykład zobaczyć jak jego mieszkaniec obraca ręcznie całą budowlę w kierunku wiatru. Przekonujemy się, że Holandia to kraj rolniczy, bo wokół mnóstwo łąk i pastwisk. I inaczej niż w Polsce wszystkie z pełną obsadą bydła, koni lub owiec. Widoki, które podziwiamy to również cuda inżynierii wodnej i takiej architektury. Kanały to przecież mnóstwo urządzeń technicznych, dla nas głównie śluzy i mosty. Ich konstrukcje, sposób używania czy w naszym przypadku pokonywania to kolejna niezaprzeczalna atrakcja. No to teraz strona jak najbardziej techniczna wakacji na barce. Załoga przechodzi krótkie szkolenie teoretyczne, następnie praktyczne już na jeziorze i może ruszać w drogę. Nic więcej. Och rośnie poziom adrenaliny aż miło. Szczególnie, gdy przed dziobem pierwsza śluza lub most. Jak się wpływa, czy jeszcze się zmieścimy, czy trzeba poczekać i jak wtedy się utrzymać na kursie i nie dać się znieść na krzaki czy mieliznę? I to jest tylko złudzenie, że po kilku śluzach i mostach zostaje się wytrawnym wilkiem kanałowym. Wielość rozwiązań konstrukcyjnych, to za każdym razem inna technika pokonywania takiej przeszkody. I tu pojawia się najistotniejszy element wyjazdu - załoga. Taka, która pomaga mądrze sternikowi (zresztą wszyscy sterowaliśmy). W cumowaniu, nawigowaniu (każda barka ma szczegółową mapę), wreszcie w samym kierowaniu. Grupa, która wspólnie planuje, pamięta o uzupełnieniu wody w marinie i naładowaniu akumulatorów. Po polsku dyskutująca wieczorami i nocami, dostrzegająca różnice obyczajów, oceniająca to, co widzi, np. wszechobecność rowerów i właściwie bezkarność rowerzystów i wiele wiele innych spraw. Ale też taka, która z uśmiechem zniesie zmiany pogody, nastrojów i niewielką przestrzeń na barce. Nam się to wszystko udało pogodzić. Tak się zachwyciliśmy, że planujemy powtórkę za rok.

Wydania: