O samorządzie terytorialnym własnych uwag kilka

Autor: 
Danuta Chmielarz

W ciągu minionych 20 lat istnienia samorządu terytorialnego , kolejnych 5. kadencji tworzyło 90 radnych; 3 x 20 i 2 x 15. Jeden z nich, Wojciech Szlosberger, był radnym 5 razy pełniąc przy okazji różne funkcje: przewodniczącego R.M., członka Zarządu, przewodniczącego komisji R.M. Cztery kadencje w samorządzie terytorialnym pracował Marek Szpanier - 3 razy był radnym, przewodniczący R.M., raz burmistrzem - w bieżącej kadencji. Trzy kadencje w R.M. spędzili: I. Hoffman, M. Onak,; w samorządzie terytorialnym E. Kondratiuk - 2 razy radny i burmistrz, raz burmistrz. 9 osób było radnymi w dwóch kadencjach. Znaczna więc większość to radni jednokadencyjni. Były w tym czasie wybory uzupełniające - głównie z powodu rezygnacji radnego z mandatu, wyjątkowo z powodu śmierci radnego. Ciekawa jest ilość kobiet w R.M.; najmniej ich było w pierwszej kadencji - jedna, najwięcej w trzeciej - osiem; czwartej - siedem, w piątej tylko cztery. Najciekawiej przebiegały sesje pierwszych kadencji, gdy opozycja działała prężnie, gdy głos na posiedzeniach zabierać mogli mieszkańcy, gdy w komisjach R.M. członkami byli także wybierani przez radnych mieszkańcy. Nie zawsze było to radnym i Zarządowi „na rękę”. Pamiętam próbę wyproszenia obecnych na sali mieszkańców z sali posiedzeń, bo „obrady trzeba utajnić”, pamiętam lekceważące zachowania i wystąpienia mające dyskredytować samych radnych - niewygodnych dla reszty i mieszkańców, którzy od ludzi wybranych przez siebie oczekiwali zainteresowania się swoimi problemami - zdarzyło się, że na znak protestu mieszkańcy ostentacyjnie opuścili salę posiedzeń. Pamiętam manipulowanie informacjami - na żądanie przez radnego M. Szpaka podania informacji, kto z radnych jakie działki kupił - padła odpowiedź: „radni też mają prawo kupować mienie komunalne, po co informować o tym wszystkich”. Zdarzyło się też, że „ktoś” z urzędem blisko związany napisał skargę do Powiatu i Województwa na UMiG Szczytna i radnego J. Kazimierskiego (w związku z prowadzeniem przez doktora praktyki lekarza rodzinnego) i pod skargą podpisał moje nazwisko. O sprawie dowiedziałam się, gdy odpisywano na „moją skargę”. Pan J. Kazimierski zrezygnował z mandatu radnego, ja musiałam udowadniać, że „moja” skarga nie jest moja i podpis komputerowy też nie mój. Od tamtej chwili wszystkie swoje pisma piszę odręcznie. Poznałam też moc uzależnień i powiązań gdy burmistrz E. Kondratiuk „chciał kobiecie pójść na rękę” i spowodował tym lawinę działań, które można by nazwać łamaniem prawa w majestacie prawa. Wiem od tamtej pory, że dochodzenie sprawiedliwości, decyzje urzędów i orzeczenia sądów są niczym w zderzeniu z prozą życia powiatowo-gminnego. Dokumenty po tamtym zdarzeniu do dziś przechowuję, żeby pamiętać, że prawo prawem, a życie życiem; z pajęczyny wydobędzie się silny, słaby w niej pozostanie (już J. Kochanowski tę prawdę głosił).
Bywali w tym minionym okresie radni, którzy nie zabierali głosu nigdy albo bardzo rzadko; którzy nie bywali na sesjach; których aktywność ograniczała się do podnoszenia ręki - i to po zaobserwowaniu rąk innych; którzy konsekwentnie unikali spraw trudnych. Ale byli i aktywni, dociekliwi, zadający trudne pytania i żądający na nie odpowiedzi. Tym żyło się trudniej. Oni też rzadziej byli wybierani na kolejne kadencje, bo „stwarzali problemy”, albo nie chcieli brać udziału w tym, z czym nie mogli się zgodzić, a na co nic poradzić nie mogli. W powszechnym mniemaniu radny może być zaradny albo bezradny, nie pracuje społecznie - jak zwykle o sobie mówi, bo dostaje dietę i może, czego inni nie mogą; powinien służyć w imię prawa i dobra wspólnego tym, którzy go wybrali, ale przede wszystkim całej społeczności; powinien być nauczycielem i pasjonatem; osobą „czystą” od wszelkich podejrzeń; wspierający władzę wykonawczą, ale i stanowczo korygującą jej błędy, a nie przymykać na nie powieki. Nie ma takich ludzi, a tym bardziej radnych? Może i nie, ale to bardzo trudne. Doświadczenie i obserwacje uczą, że na początku zawsze jest chaos, a ludzie dzielą się tylko na dobrych i złych, zwłaszcza w odniesieniu do tych społecznie uzasadnionych przykazań Dekalogu. Bardziej godni zaufania są ci, którzy nawet błądzą, czynią zamęt, ale coś z tego wynika, niż ci, którzy zawsze potrafią się dopasować, których nic nigdy nie „gniecie”.; którzy z czystym sumieniem mogą powiedzieć: „to moja inicjatywa, to ja stanąłem po stronie prawdy i przyzwoitości”, niż ci, którzy nie przeszkadzają, bo splendor cudzych działań spłynie i na nich.
Na radnych każdej kadencji patrzyłam zawsze jak na klasę - zespół uczniów, którzy mają spędzić ze sobą kilka lat, z których każdy jest inny, ma swoje cele i sposoby ich osiągnięcia. Którego indywidualne i zbiorowe osiągnięcia to także w dużej mierze osiągnięcia wychowawcy, bo to on nad wszystkim powinien czuwać. Niektóre klasy żegna się z żalem i z satysfakcją śledzi losy odchodzących, o innych myśli się: dobrze, że odeszli...

Wydania: