Mit złego cholesterolu
Jak już kiedyś przy innej okazji pisałem, badania dr. Matthiasa Ratha dowiodły, że odpowiednio zbilansowana dieta jest najważniejszym środkiem zapobiegającym chorobom (zwłaszcza tzw. współczesnym), lepszym niż środki farmakologiczne. Tym samym Rath i jego fundacja stały się głównym przeciwnikiem koncernów farmaceutycznych.
One to bowiem, często tworzą psychozy zagrożenia po to, aby lepiej sprzedać swoje specyfiki. O ile mit świńskiej grypy upadł sam z siebie, to mit „złego” cholesterolu żyje i ma się dobrze.
Mówiąc o diecie chodzi o pożywienie zawierające dużo witaminy C i aminokwasów, nie tylko zapobiega tym chorobom ale w niektórych przypadkach je cofa.
Punktem wyjścia była obserwacja, że zwierzęta nie dostają zawałów serca i nie chorują na miażdżycę tętnic. Drugą, że ich organizmy wytwarzają samoczynnie witaminę C w ilościach 1000-20000 mg w przeliczeniu na wagę ciała.
Trzecia, że choćby zwane współczesnymi pojawiły się w XX wieku przede wszystkim w krajach rozwiniętych, gdzie najbardziej zmieniły się zasady i zwyczaje żywieniowe: za dużo pokarmów wysoko przetworzonych, a przez to ubogich w naturalne składniki mineralne i witaminy, zwłaszcza wit. C, która najszybciej ulega rozkładowi i nie da się jej przechowywać. Ona to właśnie „cementuje” ścianki tętnic. Gdy jej brakuje, organizm stara sobie jakoś z tym pomóc i sam z siebie uszczelnia tętnice tyle że cholesterolem, który – wg Ratha – jest efektem choroby a nie jej przyczyną.
Nie znaczy to, że problem jej niedoboru nie występował w przeszłości. Występował, a choroba ta nazywała się szkorbutem. Starsi, którzy uczęszczali do szkół za tzw. komuny pamiętają, jak musieli uczyć się na pamięć wierszy proletariackich, m. in. Elegię o śmierci Ludwika Waryńskiego autorstwa Władysława Broniewskiego i pamiętają fragment: „/.../ już dziąsła przeżarte szkorbutem, już płuca wyplute i martwe/.../” Szkorbut był nie tylko powszechną chorobą wśród więźniów ale także i marynarzy, ponieważ żyli oni w izolacji od świata i świeżych owoców i warzyw.
W przypadku więźniów decydowały względy finansowe, marynarzy zaś – niemożność zaopatrywania się w czasie rejsu. Opisy podróżników jasno wskazują, że po zawinięciu statków do portów, marynarzom po zmianie diety objawy szkorbutu (krwotoki) ustępowały.
Badania wykazały, że organizm człowieka potrzebuje minimum 300 mg vit C na dobę a standardowa dieta daje jej ok. 50 mg, co zapobiega szkorbutowi, ale innym chorobom już niekoniecznie. Podobnie rzecz się ma z wit. E i beta-karotenem, można więc mówić o powszechnej awitaminozie.
Zdaniem dr. Ratha, mylące może też być wyciągnięcie wniosków z większego stężenia cholesterolu we krwi, co może być wynikiem rozpadania złogów miażdżycowych. Co więcej, jest zdania, że to nie cholesterol LDL tworzy blaszki miażdżycowe, lecz zbliżona doń lipoproteina Ca, której poziom uwarunkowany jest genetycznie.
To może wyjaśnić pojawienie się pewnych chorób wśród psów czy kotów rasowych. Zwierzęta te, aby utrzymać wzorzec, są niejako modyfikowane genetycznie, często wręcz do przesady, a efekt jest taki, że z jednej strony hodowle napędzają biznes, ale z drugiej, dają efekt nie występujący w przyrodzie w stanie naturalnym.
Nasza cywilizacja powoli skręca w tę samą stronę.