Na grzyby, na ryby...
Koniec lata to taki czas łapania każdej słonecznej godziny, ucieczką przed nieuchronną jesienią, przed brakiem urlopu, szkolnym obowiązkiem. Uwielbiam te ostatnie dni sierpnia. Jadę do Borska, do Ani i Piotra. Ania to Kaszubka, żona Piotra, emerytowanego inżyniera rybaka. Prowadzą agroturystykę nad Jeziorem Wdzydzkim, małym morzem kaszubskim. Rankiem otwieram drzwi i patrzę na snującą się po jeziorze poranną mgłę. Na zadaszonym tarasiku przed domkiem stoi ważny mebel- malutki, drewniany stół a na nim co rano miska z wypatroszonymi, z nocnego połowu rybkami gotowymi do smażenia. Poranna kawa, gumiaki na nogi, koszyk w dłoń i hajda na grzyby!!! Po pięciu minutach jestem już w sosnowym lasku. Tylko w kaszubskich lasach prawdziwki rosną prawie pod ściółką a grzyby zbiera się na kolanach. Wracam z koszem grzybów, po drodze kupując śmietanę, bułki, gazetę. Później siedzę z Anią przy stole przed domem i razem obieramy grzyby, pijemy drugą kawę, plotkujemy. Podśmiewamy się z różnych męskich fanaberii, opowiadamy sobie o nowych potrawach, sztuczkach kuchennych, chorobach, radościach. Cudowny czas relaksu.
Prawie południe, czas na obiad. Oczywiście ryby i grzyby. Małe rybki obsmażam na maśle w rondelku, dodaję pocięte w cieniutkie plasterki, przelane wrzątkiem, świeże grzyby, garść posiekanej zielonej pietruszki, pieprz, sól, przyprawę jarzynową a jeszcze lepiej koperkową do ryb i duszę pod przykryciem ok. 10 minut. Zalewam śmietaną, zagotowuję na małym ogniu. Posypuję posiekaną zieleniną, podaję z pieczywem albo ziemniakami lub ryżem.
Tu nikomu nigdzie nie spieszy się. Piotr wiąże sieci, Ania piecze ciasto co pachnie na całe podwórko. Leniewie wyciągamy nogi na leżaku. Łabędzie przerażliwie krzyczą za płotem zrywając się ciężko do lotu. Ania wynosi ciepłe jeszcze ciasto na podwieczorek - kochani herbatka !!!! - woła na całe podwórko.
Tak wygląda szczęśliwe, spokojne życie. No, przynajmniej przez pare dni, nad Jeziorem Wdzydzkim.