Opowiadanie - Żart Anatola - cz.2
- Jak się zapewne domyślasz- mecenas zwrócił się w jej stronę.- Cały majątek Anatol przepisał tobie. Jest jednak pewna zmiana, którą zmarły wprowadził w testamencie. Stąd powód zaproszenia was obojga. Chodzi o dom w Piszkowicach, dziedziczycie go po połowie.
- Co takiego!- krzyknęli oboje.
- To nie wszystko. Byłbym wdzięczny, gdybyście pozwolili mi przedstawić wszystkie szczegóły- odezwał się lekko poirytowany.- Od momentu odczytania testamentu, za dwa tygodnie, macie się tam oboje przeprowadzić na okres dwóch miesięcy, celem wyremontowania go. Co należy zrobić wymienione jest szczegółowo w dokumentach, które otrzymacie. Jako architekci, prace remontowe macie wykonać sami. Po okresie dwóch miesięcy, odczytana zostanie końcowa część testamentu.
- To jakiś żart?- zapytał Wojtek.
- Zapewniam, że nie.
- Ale jak to?- Alicja nie kryła zdenerwowania.- Jako nasz długoletni adwokat wiesz, że to niemożliwe…to jakiś niedorzeczny pomysł. Czy stryjek…był zdrowy psychicznie?
- Testament sporządzony jest zgodnie z obowiązującymi procedurami.
- Nie mogę przenieść się na tak długi czas do tej wsi. Ja mam pracę, terminy- rzekła słabo.
- Chciałaś powiedzieć my.
Odwróciła się w stronę byłego męża.
- Ty mnie nie interesujesz.
- Doprawdy? Zdaje się, że moja osoba zacznie cię interesować, przynajmniej w zaistniałej sytuacji-odparł lodowato.
- Poruszyło to was. Omówcie sobie wszystko na spokojnie.
Gdy zostali sami, dała upust swym emocjom.
- Ja się na to nie zgadzam, słyszysz!- krzyknęła.
- Chyba będziesz musiała, bo ja spełnię wolę Anatola.
- Coś podobnego- fuknęła.- Po tym co ci zrobił, przyjmiesz jego dar? Masz tupet.
- Myśl jak chcesz. Zamierzam dowiedzieć się dlaczego tak postąpił. Mam miłe wspomnienia związane z „Anatolówką”- spojrzał jej w oczy.- Nasze pierwsze sam na sam- dodał po chwili.
- Wiesz, odpuść sobie.
***
Niczym tornado wpadła do mieszkania ciotki. Mieszkały w bliźniaku. Czuła, że nie może teraz być sama.
- Boże!- osunęła się na fotel.
- Co się stało? Chyba cię Anatol nie wydziedziczył?- uśmiechnęła się do niej, lecz po jednym spojrzeniu na siostrzenicę, uśmiech szybko znikł z jej twarzy.
- Gorzej. Stryj mnie zdradził! Zawsze mówił jak mnie kocha i tak ze mnie zadrwił.
- O czym ty mówisz?- zapytała zaniepokojona.
- Wyobraź sobie, że „Anatolówkę” przepisał mnie i Wojtkowi!
- Co takiego?!
Po wysłuchaniu całej relacji Alicji, odparła: - no to rzeczywiście was urządził.
- Nas? Mnie! W nosie to mam. Nie pojadę do Piszkowic i już!
- Chcesz oddać dom Wojtkowi?
- Jak to oddać?
- Skąd wiesz, jakie są dalsze wytyczne Anatola, te które usłyszycie za dwa miesiące?
- Cholera- syknęła.- Nie pomyślałam o tym. A z resztą, niech sobie bierze ten dom. Jeżeli stryj tak postąpił, wycofuję się.
- Wcale tak nie myślisz kochanie.
***
Jechała do Piszkowic wściekła jak diabli. Im była bliżej wsi, tym większy czuła niepokój. Jak ona przeżyje te dwa miesiące.
Gdy podjechała na podjazd, on już tam był. Oparty o maskę samochodu radośnie do niej pomachał. Czuła, że trafia ją szlak…
- Czemu nie wszedłeś do środka?
- Nie mam kluczy. Jak tam podróż?
- Daruj sobie te miłe słówka- fuknęła i przeszła obok niego.
- Słuchaj jędzuniu, uwielbiam twój jad, ale dwóch miesięcy w takiej atmosferze nie przeżyję.
- Jesteś beznadziejny- otworzyła drzwi i weszła do domu.- O Boże! – krzyknęła. Zdenerwowany wpadł za nią.
- Co jest?
- Zobacz kto się odnalazł, Pankracy.- Na ręku trzymała mruczącego szarego kocura. - Pilnowała go pani Józefa, kilka dni temu zadzwoniła informując mnie, że uciekł. Biedactwo, co on jadł?
- Same frykasy Alusiu- wskazał dłonią otwartą szafkę z żywnością.
- Dosyć! Słyszysz, dosyć! Nie nazywaj mnie Alusią. Przestań udawać, że nic się nie stało!- krzyknęła, aż echo poniosło. W tym momencie do kuchni wparowała pani Józefa. c.d.n