Kryzys demokracji
Daniel Fermon, główny analityk „Société Générale” ostrzega przed „globalną zapaścią gospodarczą” w ciągu najbliższych dwóch lat, kiedy to „może nastąpić m.in. wzrost długu publicznego w Japonii do poziomu nawet 270 proc. PKB. /.../ na nadmierne zadłużenie cierpią też gospodarki niemal wszystkich krajów i musi ono zostać szybko obniżone”. Niedługo potem świat obiegła informacja, że Japonia może podzielić los Grecji z tych samych powodów. Przypomina mi się, jak to przed 20 laty Lech Wałęsa obiecywał, że zbuduje z Polski drugą Japonię, wówczas symbol sukcesu gospodarczego. Przykład ten uczy, a przynajmniej powinien uczyć pokory wobec świata i życia. Sukces nie zawsze jest sukcesem, przynajmniej długotrwałym, często bywa wstępem do porażki. Zwłaszcza, gdy za jego przyczyny bierze się skutki i odwrotnie. Japonia, podobnie jak inne kraje Dalekiego Wschodu mają swoją specyfikę, kulturę, itd., ale sukcesy odnosiły w czasach, gdy o żadnej demokracji, prawach świata pracy i tym podobnym nie było mowy, a teraz, gdy to się zmienia na wzór europejski, zaczyna być... ...niedobrze.
Tenże wzór europejski to nic innego jak inna, taka bardziej „soft” wersja socjalizmu. Tyle tylko, że każdy socjalizm po przekroczeniu punktu ciężkości zmierza ku nieodwracalnemu upadkowi. Socjalizm sowiecki, czy jak kto woli – demoludów, upadł, gdyż taka gospodarka i życie na kredyt nie może funkcjonować. I tak jak w takiej skali, nazwijmy ją mikro, nie może funkcjonować w skali makro, czyli prawie całego świata.
Tak jak kryzys dotknął wówczas kraje RWPG, tak teraz dotknie cały świat, o ile nie zejdzie on z drogo socjalizmu. Czy będzie to 2 lata? Trudno powiedzieć, może być później ale gdzie nie gdzie i wcześniej. Polega on – w dużym uproszczeniu na tym – że rosną wydatki państwa, rośnie dług publiczny, bo najczęściej wydatki te rosną na kredyt, a maleją dochody ludności, gdyż to ludzie ze swoich pieniędzy muszą spłacać pomysły rządzących i raty z odsetkami. Powoduje to spadek konsumpcji, a ta, jak wiadomo, to taki współczesny fetysz ekonomiczny.
Oczywiście, konsumpcja jest ważna, bo została rozdmuchana ponad wszelkie granice przez przemysł reklamowy, ale i bez tego też jest ważna. Tyle, że powinna istnieć jakaś gradacja pod względem użyteczności dla ogółu, a potem jak kogo stać. Tymczasem autorzy raportu zalecają inwestowanie „m.in. w technologie, auta i podróże”. Problem w tym, że bez zgody większości żadnych prawdziwych reform przeprowadzić się nie da, bo większość żadnych reform nie chce. Nie chce, bo przez lata od dziecka tresowana była w demokracji, konsumpcji, prawa do wszystkiego, itd., a gdy jej to odebrać, ludzie wyjdą na ulice. Można, rzecz jasna, przy pomocy policji i wojska spacyfikować demonstracje uliczne, ale i tak prędzej czy później przyjdzie moment wyborów i partia reform je przegra.
Dlatego niebezpiecznym może być szukanie kozła ofiarnego, na którego zrzuci się winę, tak jak Neron zrzucił winę na chrześcijan za pożar Rzymu. Winnym musi być grupa stosunkowo słaba, np. emeryci. Już teraz, autorzy cytowanego raportu piszą: „Dodatkowo starzenie się społeczeństwa będzie utrudniać wzrost konsumpcji”.
No a dodatkowo, gdyby zaprzestać płacenie emerytur ile to pieniędzy można by zaoszczędzić.