Manifestacja. Sens
Krajowe środowisko aktorskie od pewnego czasu żyje „wybrykiem” swojej koleżanki Joanny Szczepkowskiej. Ta znana aktorka podczas sztuki, w której występowała, pokazała gołą pupę widowni. Dlaczego? W ten sposób chciała zamanifestować swój sprzeciw wobec złego wynagradzania kolegów aktorów. Był to wyczyn na pewno odważny, nie tylko z tego względu, że aktorka nie jest już pierwszej młodości i jej pupa również. Głównie dlatego, że bynajmniej jako „gwiazda” mieszkająca w stolicy, na brak środków do życia nie narzeka. Taki przejaw solidarności z prowincjonalnymi aktorami zasługuje na uznanie. Okazuje się, że ta swego rodzaju manifestacja pani Szczepkowskiej, zamiast wzbudzić zainteresowanie gażą, jaką otrzymuje przeciętny aktor, wzbudziła i owszem, ale zainteresowanie z goła inne. Obecnie wszyscy ekscytują się pośladkami pani Szczepkowskiej, a nie tym co miało oznaczać ich publiczne pokazanie.
Jak to więc jest z manifestacją? Czy na pewno jest ona potrzebna, a przede wszystkim, czy skuteczna? Obserwując różne rodzaje manifestowania swojego sprzeciwu wobec ”tego”, czy „tamtego” widać, że nie odnosi on takiego skutku jakiego byśmy chcieli lub oczekiwali. Zazwyczaj, jeżeli nawet z początku zainteresuje kogoś sprawa, dla której postanowiliśmy zamanifestować, to po jakimś czasie, to zainteresowanie wygasa. Jako społeczeństwo lubimy sensację i aferę. Oglądając np.: paradę równości, nie zastanawiamy się czemu ma ona służyć. Ekscytujemy się tylko odważnym zachowaniem, niektórych jej uczestników. Z drugiej jednak strony, czy takie manifestowanie, chociażby swojej preferencji seksualnej i swoiste afiszowanie się z nią, może służyć zrozumieniu? Czy raczej wzbudza niesmak? Czy pani Szczepkowska, pokazując pośladki, nie zdawała sobie sprawy, że jako znana aktorka, może tym wyczynem, wzbudzić jedynie sensację? Cóż z tego, że jako zwolennik ochrony środowiska, przykuję się do drzewa, by go nie wycinano. I tak je wytną, ponieważ nie ma odpowiedniego prawodawstwa. Czy jest więc sens manifestowania? Jest, ale nie taki na pokaz. Jeżeli nie podobają mi się pewne rzeczy, czy przepisy prawne, powinnam dążyć do ich zmiany. Dbając o ekologię i segregując śmieci, mogę znajomym, którzy tego nie robią, powtarzać, że tak trzeba. Jako znana aktorka, niegodząca się z wynagrodzeniem prowincjonalnych kolegów aktorów, powinnam starać się by powstała w sejmie odpowiednia komisja zajmująca się tym problemem. Bulwersującym, szokującym, czy też aroganckim zachowaniem nie osiągnę nic. To tak, jakbym będąc zwolenniczką ochrony zwierząt futerkowych, zobaczyła na ulicy elegantkę w futrze i tknięta nagłą ochotą zamanifestowania przeciwko zabijaniu zwierząt na futra, stłukła na kwaśne jabłko właścicielkę futra. Cóż, jedyne co bym osiągnęła, to zapewne sprawę w sądzie za napaść, lub cios od elegantki.