Wspomnienia Marianny Krzyworzeki - c.d.
W wagonach starsi ludzie chorowali i umierali. Jedna z kobiet, chyba była to pani Żurek, urodziła w pociągu dziecko. Niestety długo nie pożyło. Wkrótce zmarło. Wyniesiono je z wagonu jak i poprzednich zmarłych. Gdzie pochowano? Nie wiadomo. Gdy dojeżdżaliśmy do Ałtajskiego Kraju, to tam na każdej stacji odczepiano wagony, jeden albo dwa. Rozwożono nas do różnych osiedli w tajdze.
My trafiliśmy do osiedla Sidorowka, rejon Barnauł. W Sidorowce stał długi barak. Wewnątrz barak nie był podzielony na izby. Po obu stronach były prycze, na środku był piec. Aby było ciepło trzeba było palić całą dobę. Przy baraku były kloce drzewa. Trzeba je było ciąć na mniejsze kawałki, by palić w piecu. Nazajutrz zjawił się komendant NKWD i oznajmił nam, że teraz jesteśmy obywatelami radzieckimi, że oddalać się z osiedla samowolnie nie wolno, bo to jest przestępstwo. Potem zjawił się majster i zbierał ludzi do pracy. Miał już gotowy imienny spis zesłańców. Imiennie wyczytywał, kto do jakiej pójdzie pracy. Mój mąż poszedł do ładowania drzewa na wagony. Były to podkłady kolejowe. Ja byłam zatrudniona przy cięciu drzewa według podanych wymiarów. Mężczyźni zabierali te kawałki i ładowali na wagony. Do pracy chodziliśmy na dwie zmiany.
Z drugiej zmiany wracało się nocą. Aby nie zboczyć z drogi, trzeba było bacznie obserwować ślady nart na śniegu na długości 2 kilometrów. Zboczenie z drogi groziło niechybną śmiercią.
Praca w tajdze była dla mnie zbyt ciężka. Chciałam znaleźć jakąś lżejszą. Zgłosiłam to majstrowi. Ten skierował mnie do cięcia małych klocków do ciągników, które były napędzane gazem z tego drzewa. Moje ręce od siekiery i piły były stwardniałe, a palce przybrały formę kanciastą. Ubranie robocze, to jest watowane spodnie, kufajkę i walonki dostałam od Rosjan.
Jeśli chodzi o dzieci, to na czas pracy one zostawały w baraku same lub pod opieką osób, które do pracy nie chodziły. A były takie kobiety. Przeważnie z rodzin, w których więcej osób dorosłych pracowało. Ja musiałam pracować, bo zarobki męża i przydział chleba nie wystarczały na wyżywienie sześciu osób. Bardzo bałam się o los dzieci. Ogarniało mnie przerażenie, gdy pomyślałam, że nie miałyby co jeść. c.d.n.