Śląski kalejdoskop Henryka Wańka - czyli Mietek Kowalcze w cyklu: tygodniowe lektury
Kiedy czyta się najnowszą książkę wielkiego przyjaciela kłodzczan i Kłodzka Henryka Wańka pod tytułem "Jak Johannes Kepler jadąc do Żagania na Śląsku zahaczył o Księżyc" ma się nieodparte wrażenie mądrej zabawy. Zabawy dawnej, szacownej, ale zawsze rozwijającej przez intrygującą nieprzewidywalność efektów. Mam mianowicie na myśli kalejdoskop. Pamiętacie? Każdy obrót to inny układ kolorowych szkiełek lub kolorowych papierków, które umieszczono lub, co też się zdarzało, sami umieściliśmy wewnątrz tego prostego urządzenia optycznego. A dlaczego takie skojarzenie w odniesieniu do wybranej na ten poświąteczny tydzień książki autora "Hermesa w Górach Śląskich"? Odpowiadam tak - obracając kilka razy w różnych kierunkach, czytelniczy kalejdoskop, dochodzimy do wniosku, że to bardzo przydatne urządzenie (zabawka!) w zdobywaniu kolejnych wrażeń z takiej właśnie lektury. A ponadto prościutkie skojarzenie: optyka, światowej sławy astronom, nasze strony... Pierwszy obrót to ogólne spojrzenie na fabułę, ściślej rzecz nazywając kilka opowieści, bo mamy do czynienia z narracją z paru punktów widzenia. A to najpierw z relacją głównego bohatera Hynka Panwicza von Potzg und Rathen, wagabundy, filozofa, dziwaka, właściciela zamku-ruiny, gospodarza przyjmującego Keplera, akurat tędy zmierzającego do Albrechta Wallensteina - swojego nowego pana na Żaganiu. Za chwilę będzie to relacja osób z otoczenia Hynka, czy wreszcie samego Johannesa Keplera. Astronoma, który tak naprawdę zmierza po konieczny zarobek do ważnego dowódcy wojskowego. Ten zarobek zaś to opłata (spora) za stawianie horoskopów, czyli typowa praca astrologa, nie naukowca. Która z nich najciekawsza, najbarwniejsza? Zostawiam, jak zwykle, do oceny po lekturze. Oto wykonujemy obrót drugi naszego kalejdoskopu - a tu znów barwnie, różnokolorowo. Skąd te kolory? Ano stąd, że rytm opowieści, tak charakterystyczny dla Wańka, dotyczy spraw i myśli, które mogą zainteresować, rozbawić, zaskoczyć. Ułożyć się w niespodziewaną mozaikę. Bo obok prostych przekazów o czasach - trudnych i niebezpiecznych, czyli o okresie wojny trzydziestoletniej - mamy opowieść o wydarzeniach, które układają się w skomplikowane metafory. Przykład najważniejszy to naturalnie próba odczytania relacji, jak tworzy się między gospodarzem a jego gościem. Relacji zarówno czysto ludzkiej, w tym także filozoficznej, jak i tej, która prowadzi do wypełnienia się tytułu. Do wizyty, zafundowanej uczonemu astronomowi przez Hynka, na Księżycu. Jak taką wizytę zrealizować? Do czego potrzebna jest wtedy miejscowa "czarownica", a do czego może się przydać anioł? Tradycja powiada, że Kepler odwiedził Księżyc. Wydał przecież na ten temat książkę w 1634 roku. 370 lat później ukazała się po polsku pod tytułem "Sen, czyli wydane pośmiertnie dzieło poświęcone astronomii księżycowej". W swoją kosmiczną podróż wyruszył ze Śląska. Obróćcie własny kalejdoskop, żeby sprawdzić z jakiego miejsca.
Henryk Waniek, Jak Johannes Kepler jadąc do Żagania na Śląsku zahaczył o Księżyc. Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej, Kotórz Mały 2015.