Wiesław Lewicki, twórca pomnika Wołynia w Polanicy nagrodzony

Autor: 
Henryk Grzybowski
1Pomnik_Wolynski_i W. Lewicki Jan Stypuła.jpg
Pomnik_WBez nazwy 3.jpg

Dziewięć lat temu, 1 września 2013 roku, w Polanicy-Zdroju odsłonięto pomnik pamięci ofiar rzezi wołyńskiej i poległych żołnierzy 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Jego pomysłodawcą był polaniczanin Wiesław Lewicki, urodzony w Kowlu na Wołyniu, później mieszkaniec Kielc, a od 1951 roku powiatu kłodzkiego. W październiku ub.r. na wniosek Starosty Kłodzkiego został odznaczony Złotą Odznaką Honorową „Zasłużony dla Województwa Dolnośląskiego”. W głosowaniu nad przyznaniem dostał niespotykaną liczbę głosów.
Urodzony w Nowy Rok 1932 roku dziewięćdziesięciolatek obdarzony jest doskonałą pamięcią. Opowiada o wydarzeniach sprzed dziesiątków lat, bez wysiłku sięga wspomnieniami do lat 50. i 60. ub. stulecia, okresu niemalże pionierskiego i okresu stabilizacji polskiej obecności na Ziemi Kłodzkiej. Wspomina wiele barwnych postaci z Kłodzka, Polanicy i Dusznik-Zdroju, ale także z Wrocławia i Dolnego Śląska. Tę szeroką panoramę wydarzeń i ludzi zdobył dzięki doświadczeniu życiowemu i pracy m.in. w Funduszu Wczasów Pracowniczych w Dusznikach, na wytaczarce na wydziale mechanicznym Kłodzkiej Fabryki Urządzeń Technicznych, w samorządzie powiatowym i gminnym zarówno w czasach PRL-u, jak i po odrodzeniu samorządu powiatowego w 1998 roku. Na przedstawienie szerszej biografii przyjdzie jeszcze czas, teraz pokrótce o samym pomniku ofiar Wołynia.
Ojciec Wiesława, Stanisław Lewicki pochodził z Kieleckiego, był kolejarzem. Do Kowla został skierowany dekretem Prezydenta RP w celu organizacji i utrzymania PKP na Kresach Wschodnich. Nic dziwnego, że rodzina zamieszkała przy samym dworcu, po drugiej stronie ulicy.
Wiesław skończył pierwszą klasę, kiedy wybuchła wojna. Po raz drugi poszedł do pierwszej klasy, tym razem do rosyjskiej już szkoły, będącej pod opieką „Wielkiego Brata”. Kiedy miasto zajęli Niemcy, nie było już mowy o nauce. W czasie okupacji niemieckiej koleje kursowały, także przez granicę z Komisariatu Rzeszy Ukraina, do którego włączono przedwojenny Wołyń i Podole, do Warszawy w Generalnej Guberni. Stwarzało to warunki do utrzymania łączności komórek Państwa Podziemnego. Kolejarze, w tym i Stanisław Lewicki, nawiązali kontakty z AK i wykorzystywali pociągi do konspiracyjnego przewozu rozkazów i meldunków oraz części do radiostacji, m.in. baterii.
Wiesław doskonale pamięta dużą stację, lokomotywownię i długi wiadukt z ul. Lisa-Kuli nad torami na drugą stronę miasta. Kiedy w 2003 roku odwiedził rodzinne miasto, napłynęły obrazy sprzed ponad pół wieku. Znowu zobaczył smutny widok polskich żołnierzy maszerujących tym wiaduktem we wrześniu 1939 roku do sowieckiej niewoli. Wielu z nich już nigdy nie wróciło. Przypomniały się dramatyczne, niekiedy tragiczne sceny z rampy dworcowej.
Po powrocie do domu w Polanicy bohater tego artykułu, napędzany wspomnieniami, zagłębił się w literaturze wołyńskiej. To był okres, kiedy trochę mnie irytował, bo kiedy pytałem go o różne wydarzenia z powojennej przeszłości Polanicy, których był świadkiem, po jakiejś chwili zmieniał temat na sprawy Wołynia. Choć rodzina mojej żony przeszła piekło tamtych wydarzeń, niespecjalnie mnie to wówczas interesowało. Zmieniło się to, kiedy przez kilka miesięcy przebywałem w okolicach Chełma, Hrubieszowa, Tomaszowa Lubelskiego i odwiedziłem Sokalszczyznę. Ta ostatnia przez kilka lat po II wojnie światowej była w granicach Polski, do czasu wymuszonej korekty granic w 1951 roku. Jednak to wtedy Wiesław Lewicki uznał, że ofiarom mordów dokonanych przez ukraińskich nacjonalistów i żołnierzom poległym w walce należy przywrócić pamięć. Najgorsi są właśnie nacjonaliści, niezależnie od przynależności narodowej, stawiający tylko swój naród na piedestale, a pogardzający innymi. W staraniach o upamiętnienie jego natchnieniem był Ojciec.
Początkowo myślał o tablicy upamiętniającej w polanickim kościele pw. WNMP, jednak ks. prałat Antoni Kopacz słowami – Kto to będzie tu czytał? – odradził ten pomysł i wskazał miejsce na cmentarzu. Pomysł na kształt pomnika Wiesław Lewicki zaczerpnął trochę z pomnika Grunwaldu. Trzy stalowe rury w warsztacie Marka Kornackiego zostały ścięte pod skosem do formy bagnetu. Jak tłumaczy, te trzy ostrza symbolizują trzech wrogów: Niemców, Sowietów i UPA. Nie zgodził się na głaz, optował za tablicą z napisami. Teraz pomógł Czesław Pogoda, który powiedział mu, by wybrał najlepszy kamień na tablicę, a on pokryje koszty. W okresie, gdy powstawał pomnik, Lewicki był codziennie na miejscu, przychodził jednak z aparatem do mierzenia ciśnienia, bo różne zawirowania negatywnie wpływały na jego zdrowie.
Odsłonięcie pomnika nastąpiło z udziałem władz miasta i powiatu, mieszkańców, osób duchownych, ale co ważne z udziałem młodzieży. Dlatego uroczystość przeniesiono z 11 lipca (rocznica „krwawej niedzieli”) na 1 września i połączono z upamiętnieniem wybuchu wojny. Obecny był również prezes wrocławskiego środowiska 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej prof. Henryk Słowiński. Uroczystość poprowadził prezes Towarzystwa Miłośników Polanicy Edward Wojciechowski.
W 2018 roku do pomnika dołożono ziemię zebraną przez Eugeniusza Rachwalskiego ps. Kotwica (jednego z ostatnich żołnierzy 27 Dywizji, rodem także z Kowla), z miejsca, gdzie w 1944 roku zginął ppłk dypl. (pośmiertnie awansowany do stopnia gen. brygady) Jan Wojciech Kiwerski ps. „Oliwa”, dowódca Dywizji.
W ub.r. polanicki pomnik odwiedziła mieszkająca w RPA córka pułkownika, Barbara.
Za wkład w budowę pomnika jego inicjatora i autora projektu wyróżniono Krzyżem Wołynia I edycji. Kilka dni po 90. urodzinach dwaj radni Sejmiku Dolnośląskiego wręczyli mu medal Złotej Odznaki Honorowej „Zasłużony dla Województwa Dolnośląskiego”.

Wydania: