A co tam w Różanym Dworze... czyli...
Różany Dwór w Wielkiej Podróży z baronową von Lidtke i szczeniakiem Dzidzią, sportowym samochodem w kredycie jeszcze nie spłaconym przez Europę, oraz zaszczyt przyjęcia w poczet Członków Stowarzyszenia Dziennikarzy
Rzeczypospolitej Polskiej.
„...W życiu nie chodzi o to, by przeczekać burzę, ale o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu...” /Mahatma Gandhi/
Zdestabilizował się nasz świat. Jeszcze przed chwilą, dobrze nam znajomy i rozpoznawalny przez długie lata pokoju i pracy. Świat, jak nam się zdawało... przewidywalny.
Aż tu nagle napięcie zaczęło narastać i generować zjawiska nieprzewidywalne. Traumy znane z książek historycznych i archiwalnych już filmów. Dawniej siedząc w wygodnym fotelu z filiżanką kawy, oglądaliśmy filmy dokumentalne z czasów wojny, myśląc że to niewiarygodne co człowiek może uczynić drugiemu człowiekowi. Parafrazując myśl zawartą w ,,Medalionach” Zofii Nałkowskiej. A obecnie jesteśmy świadkami niemożliwego.
Mam wrażenie, że ta karuzela zdarzeń rozkręca się coraz bardziej i bardziej. Wszystko przyśpiesza i zmienia kształty. Rozpływa się obrazem w nierozpoznawalną masę, w której cokolwiek trudno rozpoznać i pojąć ... a zwłaszcza rozróżnić dobro i zło.
Ostatnio grając w filmie fabularnym „Kajtuś Czarodziej” według wspaniałej powieści Janusza Korczaka ... usiadłam na takiej karuzeli z aktorami, ciesząc się ich obecnością, słońcem i pogodą. Tuż przed wakacjami tańczyłam w kostiumowym filmie fabularnym z epoki czasów napoleońskich, szeroko rozwijając wielką krynolinę zacnej bawarskiej mieszczki.
Tańcząc w deszczu. Oczywiście tym deszczu zdarzeń złych, covidowych, wojny w Ukrainie, inflacji, agresji i wszystkich nienawiści tego świata. I to jest deszcz, o którym piszę. Bowiem nadchodzi zły czas i nie próbujcie przeczekać burzy historii i nawałnicy zdarzeń, tylko według słów wielkiego Gandhiego – nauczcie się tańczyć w deszczu. Bowiem to wielka światowa zawierucha, która już nie skrada się cicho o zmierzchu, buszując w myślach nocą, lecz w biały dzień wtargnęła do domów naszych. Nie odkładajmy niczego co daje szczęście i radość na później. Tańczmy w deszczu.
I ja, tak jak my wszyscy, siedzę po uszy w kredytach, a szary dzień domowy zastaje mnie z ołówkiem w ręku i kartką papieru, lecz nie zanurzoną w myślach, piszącą nową powieść, tylko naciągającą budżet domowy. Jak to przed laty moja ukochana polonistka Wanda Mikłaszewicz mawiała – naciągnięte jak małpia skóra na bębęn. I wiem, że my wszyscy podobnie, mniej lub więcej siedzimy na co dzień w tych małpich bębnach. Tam i tu podobnie. I powiem Wam, że należy uciec choć na chwilę aby powrócić nowym, silnym człowiekiem. Uciec, jak to śpiewała Maryla Rodowicz ...,,od rachunków i telefonów (...)ściskając w ręce kamień zielony’’...
Uciec od wiadomości z kraju i ze świata. Uciec od kuchni, ciast, obierania kartofli, od rosołów i smażenia konfitur. Uciec od biegania z siatką po zakupy, do banku i agencji płatniczych. Uciec od fochów i dąsów domowych ... i braku tej zwykłej najprostszej wdzięczności za trud szary i codzienny. Bowiem czasem wystarczy jedno małe słowo ... dziękuję.
A ono sił dodaje, energii i mocy do tej naszej walki dnia zwykłego.
Chmury na niebie, burze i huragany. I kto wie, co jeszcze nadejdzie za chwilę. Tańczmy w deszczu.
I odkrycie tej mądrości Gandhiego, niejedno smutne istnienie uratuje. Tańczmy na miarę naszą, bowiem wszystko co mamy na co dzień i tak nas dopadnie dzisiaj lub jutro.
Ucieknijmy na chwilę i tańczmy, i cieszmy się życiem dopóki trwa. Ostatnimi czasy odeszło wielu moich znajomych i przyjaciół ... tam skąd się już nie wraca. Czasem starszych, czasem młodszych ode mnie. Pamiętajcie, nadszedł czas, by przystanąć i zadać sobie pytanie – o czym marzyliśmy przed laty. I niechaj spełnią się wielkie i małe nasze sny o szczęściu ... dopóki żyjemy.
Pisząc to w Milnej, na wyspie Hvar, w domu moich Przyjaciół – Rodziny Tudorów, przyglądam się panoramie niebieskiego morza i płynącej pod czarnym żaglem łodzi. Pewnie żeglarz ów, stracił kogoś bliskiego, kochanego i w ten sposób przekazać pragnie swoją wielką żałobę. Myślę wtedy o bajce ,,Tristan i Izolda” i o tym jak Izolda jasnowłosa czekała powrotu ukochanego.
Przedwczoraj wyjechała moja Przyjaciółka, wdowa – baronowa von Lidtke. Opalona i radosna. Pełna sił do walki ze światem. A już z pewnością z nową mocą by tańczyć w deszczu.
Pomyślmy o tym, że my, gdzieś tam w Polsce lub za granicą mamy przyjaciół z dawnych lat i rodzinę. Być może czas na odwiedziny. Wybierzmy się w podróż, a ona da nam moc. I niekoniecznie potrzebne są do tego pieniądze. A może inaczej ... wystarczy trochę oszczędności i kamień zielony na szczęście. Cieszmy się dniem, cieszmy się pogodą, innymi ludźmi i... życiem. Bo życie jak rzekł ktoś mądry to, śmiertelna choroba.
Tańczmy w deszczu póki czas.
A ja z moją Przyjaciółką, niedawno owdowiałą baronową von Lidtke i szczeniakiem Dzidzią – przemierzyłyśmy małym sportowym autem Europę. I niezmiernie wesoło było i pogodnie. Z prowiantem w bagażniku i kawą w wielkiej butli, i wodą dla upiętej w szelki suczki. Podróżowałyśmy po 1000 km dziennie. A kieszeń u mnie i u baronowej prawie pusta. Jak mawiają ... małowiele.
Pomyślcie o tym, bo tak niewiele potrzeba. Spokój i kawałek błękitnego nieba.
A wieczorem dnia 4 lipca przy świecach na tarasie pod gwiazdami dowiedziałam się, że Stowarzyszenie Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej przyjęło mnie po wielu latach mojej dziennikarskiej pracy i pasji w poczet swoich członków.
A w dzień upalny, na tarasie pod dachem z łodyg bambusa osłaniających przed słońcem, maluję moje Madonny na białym marmurze i piszę nową powieść o... Polsce. Tak jak wcześniej wszystkie moje książki, które tu napisałam. Bowiem tylko tu spływa dobrodziejstwo wolnego czasu.
A w domu, w Polsce, zanurzam się w codzienność i pracę, co czasem ponad siły moje ... ze słońcem wstaje i nocą zasypia. Z serca powiem Wam ...tańczcie w deszczu.
A deszcz ten czasem może stać się niebieską pogodą.
Na zdjęciu: Monika jako mieszczka bawarska oraz Monika z przyjaciółką, baronową von Lidtke i miniatury na marmurze dla Przyjaciół z Polski.