Co zmieni się po koronawirusie
Jak wieszczą znawcy tematu, świat nie będzie już taki sam, co może być prawdą, ale nie musi. Dla nas ważne jest, że zaistnieć może szansa powrotu jeżeli już nie do normalności zupełnej, to choćby tylko częściowej. Oto bowiem od kilku tygodni urzędy są zamknięte, podobnie jak inne instytucje budżetowe i nic się nie dzieje. Słońce wschodzi i zachodzi jak przedtem, tak samo jak wokół słońca krąży ziemia. Petenci skazani są na załatwianie spraw w drodze elektronicznej, co teraz jest możliwe a przedtem możliwe nie było, a co z kolei było powodem do zatrudniania jak największej liczby urzędników. Teraz większość z nich siedzi w domu a pracuje mniejszość. I to dobra wiadomość bo pokazuje, że można z czystym sumieniem zwolnić resztę, która wróci na rynek pracy w miejsce np. Ukraińców, ku korzyści swojej i społecznej. Bo według teorii zarządzania praca jest: użyteczna, bezużyteczna i szkodliwa. Praca urzędników ingerujących w gospodarkę jest szkodliwa niewątpliwie, a praca większości - bezużyteczna i też szkodliwa w tym sensie, że pracują na nich inni. Weźmy taki ZUS, zatrudniający według różnych źródeł ca 40-50 tys. pracowników i to w dobie komputerów, podczas gdy w czasach „papierowych” było ich kilkakrotnie mniej przy mniej więcej tej samej liczbie emerytów i rencistów. Dlatego tak ważne jest dla interesu społecznego wprowadzenie emerytury obywatelskiej w jednej, ale nie głodowej, wysokości dla wszystkich przy jednoczesnej likwidacji ZUS. Wiem, wiem, ktoś zaraz powie, że taka równość jest niesprawiedliwa, bo jednakową emeryturę dostanie nierób jak i ten pracujący. Odpowiem w takim razie, że emerytura dla nieroba jest ubocznym skutkiem przymusowych ubezpieczeń społecznych, a poza tym, niesprawiedliwe jest także, że np. szwaczka pracująca 35 lat dostaje ok. 1500 zł emerytury a przedstawiciel tzw. służb mundurowych dużo wyższą przy znacznie krótszym okresie pracy no i nie płaceniu przez te resorty składek do ZUS. Czy to jest sprawiedliwe? Jasne, że nie, bo też dobrego wyjścia z tego nie ma. Dla nas ważne jest co innego. Nie dać się wprowadzić na manowce takim jak wyżej dyskursem, który na celu ma odwrócenie uwagi od rzeczy najważniejszej: odchudzenia biurokracji. I to należy wykorzystać w okresie kryzysu.
Teoria szoku dziś
To z czym mamy do czynienia w dobie koronowirusa dokładnie odpowiada teorii szoku – metody wojny psychologicznej, o czym tu kiedyś i przy innej okazji była mowa. A ponieważ było to dość dawno, przypomnę, że chodzi o taki stan zbiorowego wstrząsu, który doprowadzi do utraty zdolności normalnego postrzegania i rozumienia otaczającego świata w wyniku poczucia zagrożenia i strachu. Owa utrata zdolności normalnego myślenia i postępowania zgodnie z własnym interesem to umysłowy paraliż, w wyniku którego ludzie godzą się oddać to, czego w normalnych warunkach broniliby za wszelką cenę. Szok wywołuje lęk, a kontrola nad nim jest kontrolą nad wyobrażeniami, nadawaniem im znaczeń i budowaniem sieci skojarzeń w umysłach. G. Orwell ujął to tak: „wyciśniemy z ciebie wszystko, a potem wypełnimy cię naszą własna treścią”. Wiadomo też, że samotność, a do tego sprowadza się izolacja, traumatyzuje psychikę znacznie bardziej, niż inne stresy. W samotności, niezrównoważona psychicznie osoba traci ostatnią odporność i zdrowy rozsądek. Takie gwałtownie rozdrobnione i osłupione terrorem społeczeństwo, jest bardzo łatwe do opanowania przez możnych tego świata.
Na razie ludzie dobrowolnie zrzekli się części swojej wolności dla wspólnego dobra, ale kto zagwarantuje, że gdy faktyczne zagrożenie minie, to co nam zabrano zostanie zwrócone? Nikt. Co gorsza, moment szoku może być wykorzystany do odebrania nam innych atrybutów wolności. Jeżeli ktoś w to wątpi przypomnę, że już raz tak się stało w czasie tzw. transformacji, kiedy to społeczeństwo było zdezorientowane tempem i sposobem przemian i żyło w strachu wielkiej inflacji. Np. ustawa o uporządkowaniu stosunków kredytowych wprowadziła tzw. „zmienną stopę oprocentowania” czyli, że zamiast ustalonych w umowie kredytowej z bankiem, np. 4 % rocznie – wymagano 40%, co postawiło ówczesnych kredytobiorców w Polsce z dnia na dzień w obliczu bankructwa. A byli nimi drobni przedsiębiorcy i zamożniejsi chłopi. Ustawa ta złamała kręgosłup zalążkowi polskiej klasy średniej, oczyszczając w ten sposób przedpole dla uwłaszczonej nomenklatury. Jednocześnie „plan Balcerowicza” podniósł oprocentowania lokat terminowych w bankach komercyjnych – do 80, a nawet 100 procent rocznie. Trzecim elementem było zamrożenie kursu walutowego co najmniej na rok na poziomie 9,5 tys. złotych za dolara.
W obecnej sytuacji ofiarami koronawirusa padną mali i średni przedsiębiorcy, którzy nie poradzą sobie z długą przerwą w przychodach i albo od razu zbankrutują, albo wpadną w spiralę zadłużenia, a ich miejsce zajmą zagraniczne koncerny.
Nasza chata znowu „z kraja”?
Koronawirus (nie uciekniemy przed tym tematem) kończy także nasze sny o potędze. Na przykład o Międzymorzu. Mnie to nie dziwi, projekt ten uważałem za fantasmagorię, która, owszem, w pewnych warunkach mogła się ziścić, ale warunków tych było tak wiele, że wystarczyłoby, żeby jeden wypadł i cały projekt się wysypał. Międzymorze, choć zaspokajało nasze własne, polskie tęsknoty za dawnymi czasy, tak naprawdę był projektem amerykańskim, w którym USA miały dwa główne interesy: osłabienie pozycji Niemiec, czyli Unii Europejskiej w Europie oraz przejęcie kontroli nad rynkiem gazu poprzez sprzedaż gazu łupkowego na tym obszarze. Teraz Stany, zajęte własnymi, wewnętrznymi sprawami, wycofują się z Europy pozostawiając nas samym sobie. Tak kończą się egzotyczne sojusze, dla nas zresztą nie po raz pierwszy.
Trzeba sobie jasno powiedzieć: do tej pory Polska prężyła cudze muskuły, teraz okazuje się, że nasza przewodnia rola w Grupie Wyszehradzkiej nie istnieje. Bo też nie mamy czego zaproponować, pod żadnym względem się nie wyróżniamy no i nie specjalnie się tam liczymy. Oto przykład. W sąsiednich Czechach, gdy tylko ogłoszono stan epidemii, prócz różnych restrykcji było zwolnienie zagranicznych pracowników, w tym Polaków z pracy. Na nic zalecenia unijne, Czechy robią swoje, podobnie jak inne państwa. Ale jest w tym i dobra strona medalu. Obecna sytuacja pokazała, że projekt pod nazwą Unia Europejska to kolos na glinianych nogach. Nie liczy się, gdy nadchodzą poważne problemy. Urzędnicy unijni, jak zresztą wszyscy inni, potrafią dbać tylko o swoje interesy, dlatego są po prostu zbędni. Unia okazała się fikcją, a jeżeli ktoś ma jeszcze jakieś złudzenia, że jeszcze kiedyś jakieś dotacje będą dostępne, niech włoży głowę pod zimną wodę. POTEM już nie będzie tak, jak PRZEDTEM.
Minister Gowin wierzga
Nie wierzga się przeciw ościeniowi – mówi Pismo Święte, dlatego dziwić musi, iż pobożny Jarosław Gowin jakby zapomniał o tym ostrzeżeniu i wierzga przeciwko swojemu imiennikowi-naczelnikowi. Poszło o wybory na Dudę, których Jarosław Mniejszy (ale nie wzrostem tylko póki co znaczeniem) nie chce ani w maju, ani za pół roku; zamiast tego chce zmienić konstytucję tak, aby wydłużyć prezydenturę Dudy o 2 lata, czyli do lat 7 i w ten sposób przedłużyć kadencję na taki okres każdego następnego prezydenta, prócz Dudy, którego z powodów nie do końca jasnych, już nawet na kandydata nie przewiduje. Sprzeciwia się temu Jarosław Większy (nie wzrostem bynajmniej), który wymyśla różne maka-gigi, jak głosowanie elektroniczne, aby terminu majowego dotrzymać. Bo też przedłużenie kadencji prezydenta o 2 lata oznacza dla PiS-u polityczny niebyt, z czego wirtuoz intrygi, pomny doświadczenia z 2007 roku – zdaje sobie sprawę. Powodów jest kilka. Pierwszy to zawalenie się programów socjalnych rządu z powodu licznych bankructw małych i średnich przedsiębiorstw przez Covid-19, albowiem to podatki płacone przez te firmy stanowią od 60 do 70% wpływów budżetowych. Ostatecznie można by tego jeżeli już nie uniknąć, to przynajmniej złagodzić skutki redukując ilość urzędników wszystkich szczebli ale na to nikt się nie poważy, ponieważ urzędnicy, choć dla społeczeństwa zbyteczni, stanowią zaplecze partyjne władzy, które tym sposobem przestanie istnieć. A zatem czeka nas spadek poparcia dla Zjednoczonej Prawicy, stan wyjątkowy, bo niezadowolenie społeczne doprowadzi do rewolucyjnego wrzenia, ale nie przed majem, bo wtedy wybory nie mogłyby się odbyć.
Krótko mówiąc, zawieszenie programów socjalnych jak 500+ i innych, koniecznych dla ratowania finansów publicznych, doprowadzi do zmiany władzy, do czego Naczelnik dopuścić nie może.