JESIENNE SPOTKANIA W KŁODZKIEJ KRAINIE

Autor: 
JANUSZ PUSZCZEWICZ

Ostatnio coraz rzadziej trafiam do mojej kłodzkiej krainy. Ostatni wypad miał miejsce pod koniec września. Początkowo planowałem spędzić kilka dni w ulubionym Lądku. Niestety znaleźć tam wtedy wolne miejsce było wprost niemożliwością. Może dlatego, że decyzję o wyjeździe podjęliśmy w ostatniej chwili. Z drugiej strony pocieszające, że Lądek cieszy się taką popularnością i przyjmuje aż tylu gości.
Na szczęście znalazłem miejsce w nieco oddalonej Różance. Lubię to miejsce może dlatego, że jest położone z dala od zdrojowych czy turystycznych szlaków, chociaż stąd blisko np. do Solnej Jamy czy ruin zamku Szczerba. Spotkasz tu zawsze ciszę i spokój. Stąd też wszędzie blisko. Dobre warunki oferują tamtejsze „Regle”, w których gościłem już kilka razy, niestety prawie puste o tej porze. Potencjalni goście wybierają raczej bardziej znane im uzdrowiska niż oddalone o przysłowiowy krok mniej znane miejsca. Tam natłok gości, tu wprost na nich czekają.
Lubię gdy z pobliskiej kościelnej wieży rozlega się porankiem i wieczorem melodia znanej pieśni. Tu naprawdę można odpocząć z dala od zgiełku, gdzie życie toczy się w zwolnionym znacznie tempie. Tu też spotkasz jeszcze u miejscowych gospodyń regionalne przysmaki jak np. sery o różnych smakach, polecam zwłaszcza te ziołowe.
Nie mogłem oczywiście odpuścić sobie wyprawy do Lądka. Wjeżdzając od Javornika przystaję zawsze na granicznym parkingu, skąd widok, który trudno zapomnieć. Dolina Lutego Potoku, sama Lutynia, moja magiczna Wrzosówka i widok na uzdrowisko z panoramą otaczających je gór.
W pewnym pośpiechu spaceruję ulicami uzdrowiska. Wiele się tu zmienia, uzdrowisko wciąż zmienia swoje oblicze. Pięknieje z roku na rok, staje się coraz bardziej zadbane i atrakcyjne. Nie mogę sobie odpuścić spaceru do majestatycznej Pijalni czy pobliskiej Albrechtshalle. Ciągnie mnie do niej zapewne przez aromatyczną kawę czy duży wybór słodkości wszelakich. Do południa jest tu raczej pustawo, można więc spokojnie delektować się dobrą kawą i widokiem na zdrojowy park.
Nie można też sobie odmówić spaceru w kierunku Trojaka i chociaż krótkiego wypoczynku na ławeczce nad rozciągająca się poniżej łąką. Lubię wyjątkowo to miejsce, jedno z moich magicznych lądeckich miejsc... które odwiedzam już o tylu lat.
Z Różanki robimy sobie częste wypady w jej okolice. Długopole-Zdrój tym razem zaskakuje nas wyjątkową ciszą i pustką. Na ulicy czy w parku rzadko spotkasz przechodnia, czyżby brakowało nawet kuracjuszy. Zamknięta zdrojowa kawiarnia, sytuację ratuje położona nieco na uboczu kawiarenka w dawnym ewangelickim kościele. Nie znałem jej dawniej. Ciekawe miejsce z uwagi na zachowaną architekturę tego obiektu. Ma swoją niepowtarzalną atmosferę. Oczami wyobraźni widzę zdążających do tego kościoła wiernych, zda się jeszcze słyszeć echa dawnych śpiewów i modlitw.
Międzygórze tętni natomiast życiem. Tłum przy wodospadzie, ale też trudno sobie odmówić spaceru w to miejsce. Do Sanktuarium Marii Śnieżnej na Iglicznej docieramy tym razem od strony Marianówki. Malownicza leśna droga, są wolne miejsca na górnym parkingu.
W świątyni trwa msza dla przybyłej tu przed nami grupy. Rozkoszujemy się widokiem na pobliskie góry i samą Bystrzycę. Trudno stąd wracać w doliny.
Tym razem cały dzień przeznaczamy na Trójmorski Wierch. Wracają wspomnienia z dawnego pobytu w Jodłowie, kiedy to tuż za oknem podziwialiśmy łany kwitnącego wtedy rzepaku. Trudno jednak dojść na sam szczyt, bowiem po drodze kusi nieprzebrane bogactwo jagód. Wielu wokół zbieraczy, jagód wystarcza jednak dla wszystkich. Przypadkowe spotkanie z turystą zdążającym z czeskiej strony. Wspominamy niedawne przecież czasy, kiedy takie przygraniczne wędrówki i spotkania były znacznie utrudnione. Dzisiaj bez paszportów i granicznych rygorów możemy się już cieszyć z danej nam wolności. Przypominam sobie podobną wędrówkę w Tatrach, kiedy dosłownie o parę kroków oddaliłem się od granicznego słupka skuszony podobnymi jagodami. Z pobliskich krzaków wyskoczyli nagle wopiści, dobrze że skończyło się na pouczeniu za nielegalne przekroczenie granicy.
Mamy czas na zwiedzanie Międzylesia. W zamku trwa jakiś zjazd młodych Harry Potterów, co czyni zamek jeszcze bardziej tajemniczym. Cieszą odnawiane ostatnio kolejne miejsca i miasta, jeszcze niedawno tak zapomniane i szare.
Wybieramy się słynną sudecką drogą zarówno po polskiej jak i po czeskiej stronie. Tak docieramy m.in. do Torfowiska pod Zieleńcem. Kolejne wyjątkowe miejsce na naszej kłodzkiej mapie. Szczególny rezerwat z unikalnym torfowiskiem i rzadką roślinnością. Z widokowej wieży można podziwiać okolicę, próbujemy smak rudawej wody. To szczególna ścieżka edukacyjna, dobrze opisana na tablicach. Jedynie z parkowaniem na dole jak zawsze jest problem.
Wracając nie można podarować sobie Jagodnej i licznych punktów widokowych po drodze. Nieodłączne jest również odwiedzenie schroniska na przełęczy Spalona. Tu jeszcze spotkasz atmosferę dawnych schronisk, tu też posmakujesz pierogów oczywiście z ... jagodami. W schronisku zaskakuje bogactwo książek o różnej tematyce, pewien nieład ale też nie lada gratka dla miłośników książek wszelakich.
Niestety czas wracać, czas na pożegnanie z tak bliskim mi regionem. Nie odwiedziłem wprawdzie samego Kłodzka i tak wielu jeszcze miejsc, ale być może dane mi będzie kolejne tym razem wiosenne spotkanie z tym regionem. Wcześniej liczę jednak na spotkanie na turystycznych targach w Katowicach, gdzie nie może przecież zabraknąć kłodzkiej prezentacji.

Wydania: