Nauczyciel. Wynagrodzenie
Nie popieram strajku nauczycieli. Powiem więcej, jestem oburzona i zniesmaczona całą sytuacją. Nie rozumiem, jak można walczyć o swoje korzyści, używając dzieci, jako swoistego rodzaju żywe tarcze. Zapewne teraz ktoś mi zarzuci, że ciało pedagogiczne nie strajkuje jedynie z myślą o sobie, ale, że robi to także dla dzieci właśnie, dla ich lepszej przyszłości, lepszej przyszłości oświaty. Że taka forma strajku podyktowana jest utratą cierpliwości etc. Mowa trawa, puste frazesy i tyle. Chodzi tu jedynie o kwestie materialne, prawda bolesna, ale prawdziwa.
Zawód nauczyciela ma szczególną społeczną rangę – nauczyciel kształtuje osobowość młodego człowieka, ma wpływ na to kim i jaki będzie w dorosłym wieku. Tak istotne jest dlatego, by zawód nauczyciela sprawowały osoby z powołaniem i wiedzą. Jak wynika tymczasem z badań NIK (2017 rok), co 10 chętny na studia pedagogiczne miał problemy z maturą. Na 100 możliwych punktów miał od 30 do 49 (30% to minimum zdawalności – bez tego nie uzyskałby dyplomu).
Miałam to nieszczęście spotkać na swojej drodze edukacyjnej (przedszkole, szkoła podstawowa) nauczycieli, którzy byli nimi z przypadku. Osoby te ostatnią rzeczą za jaką powinny się były zabierać, to nauczanie. Ciało pedagogiczne wylewało na uczniów swoje niepowodzenia życiowe (głównie staropanieństwo). Traktowano uczniów niesprawiedliwie – dobrze się miały jedynie dzieci uprzywilejowane (pociechy lekarzy, prawników, nauczycieli). Szkoła podstawowa, która powinna ukształtować mnie na przyszłość, przyniosła mi jedynie rozczarowanie. Ze szkoły podstawowej mile wspominam tylko panią bibliotekarkę – osobę z powołania, prawdziwego pedagoga, który potrafił rozmawiać z młodym człowiekiem, wszczepiając miłość do lektur.
Wracając do moich nauczycieli, nie przypuszczam, aby podwyższenie wynagrodzenia sprawiło, że zaczęliby być milsi, lepsi w edukowaniu, chętniejsi w uczeniu. Lepsza płaca nie ma wpływu na to kim jesteśmy. Moralności nie kształtuje grubość portfela, lecz wartości jakie wynosimy z domu. Dlatego też, gdy słyszę jak nauczyciel mówi, że upadek jego autorytetu wynika w dużej mierze z wysokości pensji, ogarnia mnie pusty śmiech. Drogi Nauczycielu, autorytet kształtujesz swoją postawą, będą cię szanować uczniowie i rodzice, jak ty będziesz szanował ich.
W jednej z gazet opublikowano „dekalog umęczonego belfra”, lektura wielce interesująca. Czytamy w dekalogu m.in. o tym, że nauczyciele ślęczą całymi dniami nad papierami (zapewne brak czasu do należytego przygotowania się do lekcji, jest przyczyną, marnie przekazywanego materiału uczniom, co kończy się opłakanymi wynikami matur). Że rodzice wtrącają się we wszystko, ale nie widać, aby w domu w jakikolwiek sposób pracowali z dzieckiem (Drogi Nauczycielu, od wtłaczania wiedzy jesteś Ty). Z treści dowiadujemy się ponadto, że rodzice dają odczuć nauczycielom, że są czymś gorszym, ciało pedagogiczne wytłumaczyło to sobie faktem „niskiej” pensji, konkretnie niższej niż kasjer
w Biedronce. Ma to jakoby źle nastrajać rodziców do nauczycieli. Wielkie nieba! Czy naprawdę człowiek wyedukowany może mówić podobne rzeczy?
Ostateczną kompromitacją strajku nauczycieli jest wdrożenie do niego tzw. happeningu. Ciało pedagogiczne śpiewa, przebiera się – słowem żenada w rozkwicie. Coś się tu chyba wymknęło spod kontroli i to co miało być w zamyśle „wal-ką o lepsze”, przeistoczyło się w zwyczajną farsę.
Janusz Korczak mówił: „Dobry wychowawca, który nie wtłacza a wyzwala, nie ciągnie a wznosi, nie ugniata a kształtuje, nie dyktuje a uczy, nie żąda a zapytuje – przeżyje z dziećmi wiele natchnionych chwil”. Ale czy tu tak naprawdę, chodzi o dzieci?