A co tam w Różanym Dworze … Rodzinne opowieści. Wielkanoc, czyli przyjechali ułani pod okienko…

Autor: 
Monika Maciejczyk
Dziadek Władysław Maciejczyk.jpg

W moim domu rodzinnym Wielkanoc nadchodziła tak nagle i radośnie. Eksplozją wiosennych barw przyrody, śpiewem godowym ptaków, wonią odradzającego się życia i zmartwychwstaniem. To słoneczna pogoda i nuty zawieszone w jasnej przestrzeni... ludowej pieśni „A kiedy będzie słońce i pogoda, słońce i pogoda, pójdziemy se do ogroda”. Wielkanoc pachniała Ojczyzną. Świeżo zoraną ziemią, kwietnymi łąkami, łagodnością baranka i wesołością rozbrykanych po miedzach zajęcy. To skowronki zawieszone w błękicie. Polskość rozlana po polach żyznych szeroko...I pomyśleć … skąd? Obraz ten cudny dzieciństwa. Tej polskości, która wypełnia serce i duszę jakąś ogromną radością i ufnością w Świat i ludzi.
Skąd? Bowiem moje wczesne dzieciństwo to... Warszawa i jej domy, ulice, tysiące samochodów, autobusy i tramwaje. I gdzie te zające wesołe i skowronki? Te pola żyzne, pieśni ludowe i... zapach ziemi. A tak, tak, było to wszystko w miejscu najbardziej bezpiecznym na Świecie, bo w sercu. W myślach i umyśle dziecka, które wzrasta. I nic to, że w kamiennej pustyni wielkiego miasta. Bowiem myśl uskrzydlona i marzenie ponad poziomy sięga tam... gdzie wzrok nie sięga.
Gromadząc się przy świątecznych stołach, cieszymy się obecnością rodziny, a i zmarłych wspominamy i krążą historie rodzinne.
Nasi przodkowie. Ile im zawdzięczamy. Czasem nie zdajemy sobie z tego sprawy, jak wiele. Jak bardzo wiele. Bowiem to Ich obecność pomiędzy nami tworzy nas i lepi osobowość naszą na takie czy inne podobieństwo.
Mam świadomość ogromnego długu wdzięczności wobec mojej Rodziny. Rodziców moich, Dziadków i Pradziadków. I wiem, że w pisowni polskiej nie używa się dużych liter wymieniając przodków, nie z imienia tylko ze stopnia pokrewieństwa. Wiem... a jednak zawsze piszę z dużej litery, przez szacunek wielki i atencję. Bowiem to co otrzymałam jest bezcenne. I nie było to srebro, ani złoto, ani posiadłości wielkie, ani nic co moglibyśmy wpisać do rejestru dóbr materialnych. Otrzymałam w darze wiele miłości, jasny obraz Świata i... podział na dobro i zło. Otrzymałam staranne wychowanie i ową szczególną wiedzę o... zmartwychwstaniu. O tym, że człowiek zawsze zmartwychwstać może, bez względu na to jak niewiele życia i nadziei się w nim kołacze.
Od przodków moich otrzymałam w darze ... Ojczyznę. A ona jak Matka jest tylko jedna. I kocha się ją na zawsze, pomimo jej surowości i tego, że czasem rękę podniesie, ukaże dotkliwie i uczy dzieci swoje jak Matka. I kocha jak Matka. A my, my tę naszą Ojczyznę kochamy na dobre i na złe. W wojnie i pokoju, w dzień pogody i gdy wiatry niebo chmurami zasnują. Kochamy tak jak kocha się Matkę, bez względu na wszystko i pomimo wszystko. To miłość, która nie przemija i zrośnięta jest z nami jak dusza człowieka. A gdy losy powiodą daleko od domu rodzinnego, czasem do kraju innego lub na inny kontynent. I wystarczy, że słońce wiosną zaświeci poprzez szybę piętrowego autobusu, lub na przedmieściach obcego miasta woń od pól wiatr przyniesie i już myśl uskrzydlona tam powraca... gdzie dom rodzinny i pola pasiaste i skowronki. Wiosna co w polskości tonie po uszy. I ową przynależność do Narodu tego i ziemi tej manifestuje, choć uciekamy stąd szukając szczęścia w Wielkim Świecie. To jednak zawsze z wiosną wracamy jak ptaki. Wracamy ciałem lub umysłem. Czasem dokonujemy migracji wewnętrznej, by uciec od stereotypów i tego co najbardziej boli. Jednak i te ucieczki kończą się powrotem. A wszystko to, gdy wiosna się zieleni.
A ja moją Polskę i moją wielką umowę duszy z ziemią ojczystą zawdzięczam moim przodkom. Od Dziadunia Stanisława i Wuja Bronisława Zdanowiczów przyszła miłość Kresów, Litwy i tych pól zielonych... ziemiaństwa okolic Lidy.
A Dziadkowi Janowi Maciejczykowi zawdzięczam ten rodowód serdeczny, włościański, chłopski, gdzieś z okolic Nowogródka, idący poprzez pierwsze nadania ziem Maciejczykom.
Litwa... stamtąd ród idzie i stamtąd Dusza śpiewa. Choć w sposób tajemny, okryty mrokiem dziejów. To dziecka małego zadziwienie i cierpliwość serdeczna starca, co dnie i wieczory pochylony nad małą dziewczynką uczył. Uczył i opowieści snuł o historii Polski i Polaków, o bohaterstwie, o ziemi i miłości do niej. O Ojczyźnie. Czasy to dawne były, kiedy w powojennej Polsce i ziemie nasze, i historia nasza w białe plamy i przestrzenie milczenia ubrana. W tym to czasie, ów dobry Dziadek Jan Maciejczyk uczył jedyną wnuczkę alfabetu Polaka. Stamtąd jestem. Z tej Krainy przedziwnej, słowem malowanej.
Rodzina Maciejczyków w XIX w. osiadła w mazowieckiej wsi Różanka. I ten czas już nie legendą lecz zapisany na kartach ksiąg kościelnych i rejestrów ziemskich.
Pradziadek mój Hieronim Maciejczyk był leśniczym w dobrach Księstwa Lubomirskich. We wsi Różanka, piętrowa, drewniana leśniczówka stała, gdzie mieszkał Pradziadek Hieronim wraz z żoną swą Rozalią i dziewięciorgiem swoich dzieci. Ostatnim, najmłodszym dzieckiem Rozalii i Hieronima Maciejczyków był mój Dziadek Jan. Starsi bracia mojego Dziadka byli ułanami. Władysław w IV Pułku Ułanów Zaniemeńskich. I snuły się opowieści o dumie i honorze Polaka.
O patriotyzmie, a też te historie mniej patetyczne, te zwyczajne powszednie... jak to w tym konnym pułku bywało. Jak jedli, jak spali, jak kochali i jak Lud ich kochał. A pieśni. Pieśni serce rwały i Polską śpiewały i ludu tchnieniem.
„Wróć Jasieńku z tej wojenki wróć” i ta wesoła „Przyjechali ułani pod okienko”...
Tak,tak, wielkie miałam szczęście i dar od losu, że mogłam być świadkiem milczącym i zasłuchanym tych historii małych i wielkich. Tych, którymi po latach wielu mogę się jak chlebem podzielić. I to moja prawdziwa historia. To kim jestem. Wszystko zostało zbudowane na tym fundamencie historii rodu. Lasy żywiczne Mazowsza, pola o ziemi lekkiej piaszczystej, łachy rzeczne nad Pilicą, mowa ojczysta i ludu śpiewanie.
...Gęsi za wodą kaczki za wodą, uciekaj dziewczyno … A też Uciekła mi przepióreczka w proso, w proso …
Mój Dziadek Jan to Kamień Milowy mojego życia. To człowiek, który jak przydrożna kapliczka w mazowieckich polach na rozdrożu. Stał na straży wszystkiego co dobre, zacne i sprawiedliwe. I wskazywał, że drogi w życiu jak te w polach... dwie. Jedna prosta ku słońcu – droga godności, a druga kręta i cienista – droga zła i nikczemności. I którą wybierzesz, i którą pójdziesz. I czuwał dobry Dziadek nad swoją małą dziewczynką. Czas podarował, opowieści i wszystkie siły swoje z radością i poczuciem misji aby dziecko wychować.
I Polska w duszy mi gra, a i nigdy nie zbłądziłam. Choć chwilami czas po temu sposobny. I pomyślcie Państwo, czy można zawdzięczać komuś więcej? Czy większy dar otrzymać można niźli prawość i miłość do Ojczyzny, co we krwi płynie i miłość do ziemi co w duszy gra.
A wszystko to z wiosną …która też z martwych dawne dzieje podnosi.
A gdy przychodzi wiosna i wieje wiatr od pól, a tam wysoko na niebie skowronki błękity kołyszą, nadchodzi WIELKA NOC. Radosne Święta Polską malowane.

Wydania: