Demokracja na kredyt
Jedno z kilku praw Murphiego głosi, że jeżeli coś może pójść źle, to pójdzie. Dlatego tak ważne jest aby uniemożliwić, lub zminimalizować to, co może do tego doprowadzić. Nie zawsze się to udaje, ale często. Z zupełnie inną sytuację mamy do czynienia, gdy określone mechanizmy prowadzące wprost do katastrofy zostały wmontowane w system, a z tym mamy właśnie do czynienia. Chodzi o głośną ostatnio sprawę wyników kontroli Regionalnej Izby Obrachunkowej, a konkretnie – poręczenie przez miasto kredytu ZAMG-owi w wysokości ok. 18,5 mln zł na budowę basenu, który to kredyt został przejęty przez tę spółkę z rachunku gminy. Przykład ten pokazuje jak w soczewce całą patologię „naszej młodej demokracji i państwa prawa”. Ale zacznijmy od początku. Cała ta operacja miała na celu, co zresztą słusznie krytycy poprzedniej władzy kłodzkiej podnoszą, poprawę sytuacji finansowej miasta, na papierze, rzecz jasna. Nie jest to jakaś nasza specyfika, kreatywna księgowość funkcjonuje na całym świecie. Ale – co należy podkreślić – nie jest to niezgodne z prawem, o czym jeszcze będzie mowa i zapewne dlatego obecne władze Kłodzka przez ponad pól roku nic w tej kwestii nie zrobiły, bo tak chyba należy to rozumieć, skoro kontrola RIO trwała od początku 2012 do połowy 2015 roku.
Zwykle jest tak, że gdy zobowiązania gminy przejmuje spółka gminna w jakiejkolwiek formie, to chodzi o pozbycie się ewentualnych roszczeń, zwłaszcza że spółka zawsze może zbankrutować a gmina umyć ręce. Mam nadzieję, że poręczenie jest tu wyrazem pewnej uczciwości wobec kontrahentów.
Byłem przeciwnikiem ZAMG-u jako spółki gdy ten powstawał przepoczwarzając się z zakładu komunalnego (zakładów komunalnych także jestem przeciwnikiem, podobnie jak spółek skarbu państwa), bo są to struktury niewydolne, drogie w utrzymaniu, służące jedynie zatrudnieniu osób bliskich władzy, dla których trzeba znaleźć jakieś synekury. A ponieważ od lat obowiązuje zasada: „my nie ruszamy waszych a wy nie ruszycie naszych”, urzędy jak i różne takie stale się rozrastają zgodnie z prawem Parkinsona.
No i najważniejsze: możliwość zaciągania kredytów. Skoro taka możliwość istnieje to hulaj dusza piekła nie ma i przed gminami otwiera się pole radosnej twórczości. Jestem wrogiem kredytów, zwłaszcza tych zaciąganych przez jednych na rachunek drugich. W naszej „młodej demokracji” a w starych także, kadencja władzy trwa jakiś czas, zazwyczaj krótki a zobowiązania spłaca się przez długie dziesięciolecia, co oznacza, że spłacać będą inni. Ale też jest to najgorsza, jedna z czterech możliwości wydawania pieniędzy: cudze pieniądze wydaje się na cudze potrzeby. Tak to zazwyczaj jest a powinno być inaczej: gmina wydawać powinna własne pieniądze na potrzeby wspólne; reszta leżeć powinna w gestii prywatnych inwestorów. Jeżeli rzecz byłaby opłacalna, to na pewno by to zrobiono. No ale nie zmienia to faktu, że sama możliwość zaciągania przez gminy kredytów powinna być prawnie zabroniona, z wyjątkiem sytuacji takich jak klęska żywiołowa, np. powódź jaka dotknęła Kłodzko 19 lat temu i to na ściśle określone cele. To jest konieczność, podczas gdy taki dajmy na to basen – to fanaberia.
Ale spójrzmy na to z różnych punktów widzenia. Po pierwsze władza, dla której jest to okazja czymś się wykazać przed wyborcami, bo element demokratyczny jest tu istotny. W monarchii władca i podlegli mu namiestnicy realizują jakieś cele długofalowe, nikt ich nie wybiera, nie muszą zabiegać o głosy.
W demokracji jest inaczej, co kilka lat są wybory, wiele się obiecuje ale coś tam trzeba zrobić, najlepiej coś widowiskowego, ale już niekoniecznie sensownego, zwłaszcza gdy dostępne są tzw. fundusze unijne. W Wałbrzychu, gdzie od kilkunastu lat rządzi PO, oprócz aqua parku, hali sportowej i hotelu, odbudowuje się tzw. „Starą Kopalnię”, niby muzeum techniki na bazie nieczynnej już jednej z kopalń. Początkowo projekt kosztować miał ok. 60 mln zł, a do dziś pochłonął ok. 180 mln zł i jeszcze nie jest ukończony (nie licząc kosztów bieżącej eksploatacji).
Druga sprawa to wyborcy, w większości lubiący takie duże i kosztowne gadżety, bo większość i tak nie zdaje sobie sprawy z kosztów jakie za to zapłaci. Nie widzi, bo są one rozłożone w czasie i ukryte w opłatach lokalnych jak czynsze, woda, ścieki, śmieci, itp.
No i wreszcie trzecia – banki. Lubią udzielać kredytów gminom, bo te, wiadomo, nigdzie nie uciekną a komornik zawsze coś znajdzie do ściągnięcia, ryzyko jest więc mniejsze niż przy kredytach indywidualnych.
Można pójść krok dalej i założyć, że taki system zadłużania ludzi, miast i państw jest celem podporządkowania ich sobie, na co wskazywałby przykład byłego dyktatora Rumunii Mikołaja Ceaucescu. Młodszym przypomnę, że był to wielokrotny a i ostatni komunistyczny prezydent Rumunii, który drakońskimi oszczędnościami kosztem społeczeństwa spłacił w całości zadłużenie kraju wobec zagranicznych wierzycieli, a co więcej, w konstytucji umieścił zapis zakazujący Rumunii zaciągania kolejnych kredytów. Po upadku komunizmu został wraz z żoną aresztowany i rozstrzelany.
Kompleksy i rojenia zamiast racji stanu
„Opinia publiczna w Europie dawała nam od czasu do czasu jałmużnę sympatii lub politowania [ale] w gabinetach dyplomatycznych … zapamiętano, że umiemy swoim kosztem oddawać usługi obcym, i zarejestrowano nas jako bezmózgową hołotę polityczną, którą w razie potrzeby wyzyskać można dla interesów nie tylko obcych, ale nawet wrogich Polsce.” napisał niemal wiek temu R. Dmowski odnosząc się do powstań, ale mimo to słowa te niewiele straciły na aktualności. Co gorsza, nie miały też wpływu na politykę II RP zakończoną klęską wrześniową.
Są to kwestie będące elementami racji stanu każdego państwa, a więc i Polski, gdyby taka racja stanu była u nas sformułowana i realizowana. Zwracam uwagę, że buńczuczne wystąpienia naszych rządzących w kraju czy za granicą, nie prowadzą do rozwiązania tychże kwestii. Do czego zatem prowadzą? Moim zdaniem w dwóch kierunkach: na użytek wewnętrzny mają zarządzać emocjami naszych deficytów i kompleksów, a na zewnętrzny – szukania akceptacji w unijnych kręgach politycznych.
Jest to taktyka błędna, by nie powiedzieć: samobójcza. Wyjaśnię to jak najprościej: szukanie akceptacji za granicą nie wyleczy naszych kompleksów. Co gorsza, tylko pogorszy naszą i tak już słabą pozycję. To z jednej strony, a z drugiej jakieś mocarstwowe urojenia o hegemonii w regionie Międzymorza, wstępem do czego ma być Grupa Wyszehradzka. Już o tym pisałem, w samej Grupie Wyszehradzkiej są duże różnice interesów, nie mówiąc już o państwach mających wejść w ramy Międzymorza, czyli od państw bałtyckich do Naddniestrza. To są bajki, a bajki powstają aby uzasadnić nasze porażki i nieszczęścia. Jak daleko nasi rządzący oderwani są od rzeczywistości świadczą słowa m.in. Waszczykowskiego: „Wszystkie państwa naszego regionu popierają sankcje przeciwko Rosji”. A także: „ stosunki Rzeczpospolitej z Federacją Rosyjską będą ‘pragmatyczne i rzeczowe’”. Szkoda, że takimi nie są nasze stosunki z innymi państwami, np. z Litwą, gdzie łamane są prawa polskiej mniejszości i z Ukrainą.
Reasumując: Gubi nasz kraj niedojrzałość, manie wielkości, wewnętrzne kłótnie, emocje zamiast rozumu, niezdolność do wyłonienia elity zdolnej do sformułowania racji stanu, bo ani proniemieckie PO z Nowoczesną, ani proamerykańki PiS nie są do tego zdolni. W rezultacie, na dziś, nasza racja stanu zasadza się na dwóch dogmatach: antyrosyjskości oraz „kapitale krwi” - przelanej w XIX w., „za wolność waszą i naszą” i późniejszego obalania komunizmu, idealizowania powstań, ofiar, bohaterskiego umierania, co ma dać nam pozycję w świecie.
To są urojenia, w dodatku sprzeczne z obowiązującą gnostyczną narracją: świat podzielony jest na dobro (tzw. Zachód z USA) oraz zło (Rosja, Irak, Libia, Syria, itd. w zależności od etapu), w któ-rym to pierwsze zwycięża.