Dyplom. Cham

Autor: 
Katarzyna Redmerska

Jakiś czas temu pisałam artykuł dla jednego z medycznych portali. Chciałam aby tekst był bogaty merytorycznie, postanowiłam więc dodać również opinię specjalisty. W tym celu odezwałam się do kilku lekarzy (drogą mailową, korzystając z ich stron internetowych), po czym czekałam cierpliwie na odpowiedź. Czekałam, czekałam i… się wreszcie doczekałam 3 odpowiedzi na uwaga! 15 maili. Przyznam szczerze, że to „wydarzenie” trochę mną wstrząsnęło. Jak już mnie Szanowni Państwo zdążyli poznać - jestem osobą twardą, niezbyt przejmującą się porażkami. W tym przypadku jednak tak jawne zignorowanie mojej osoby dotknęło mnie do żywego. Rozumiem, że nie jestem Moniką Olejnik i nie prowadzę własnego programu. Nie jestem również seks bombą jak Hanna Lis (no ale tego to akurat medycy nie wiedzieli. Wraz z zadanym pytaniem nie przesłałam swojego zdjęcia), jednakże jakieś zasady kultury obowiązują. Jako osoby wykształcone, powinni mieć wpojone pewne zachowania m.in.: odpisywanie na listy. Doprawdy, czy zredagowanie krótkiej odpowiedzi w stylu: „nie udzielam takich informacji drogą mailową”, wymaga aż tyle trudu? Jak widać w przypadku tzw.: „służb mundurowych”, jest to czynność ponad ich możliwości.
Moja babcia miała określenie dotyczące takich „wyedukowanych” osób bez kultury osobistej, nazywała ich konkretnie: „dyplomowanymi chamami”. Tak wiem, to niezbyt grzeczne, ale czyż nie prawdziwe?
Istnieje kilka zawodów, których przedstawiciele (nie wszyscy), to nadęte bufony, którym się zdaje, że pojedli wszelkie rozumy i są alfą i omegą w jednym. Niemałym przyczynkiem do takiego stanu rzeczy jest „zwyczajny Kowalski”, który poprzez swoje zachowanie (usłużno - wielbiące), utwierdza owego „dyplomowanego chama” w jego wyjątkowości.
Na kształtowanie się charakteru „dyplomowanego chama” znaczący wpływ ma środowisko z jakiego się wywodzi i związane z tym „kompleksy”. Duży odsetek, to tzw.: pierwsza inteligencja. Dodać należy również takie przesłanki jak: przeciętniactwo, a co się z tym wiąże - cudem ukończone studia, zbyt duże oczekiwania względem pracy (zwłaszcza co do gratyfikacji finansowej), brak wyglądu etc.
„Dyplomowany cham” ciągle musi coś udowadniać, nie tylko otoczeniu, ale przede wszystkim samemu sobie. Podczas rannego golenia, gdy przygląda się w lustrze, powtarza jak mantrę słowa: „jestem wielki, jestem wyjątkowy”. Im częściej to mówi, tym bardziej zdaje sobie sprawę, że to nie prawda i że biedak oszukuje samego siebie. Wzrasta
w nim frustracja i by odreagować, wyżywa się na innych.
Przeciwieństwem „dyplomowanego chama”, jest „arystokracja szpagatowa”, tym mianem, moja druga babcia określała osoby, które przed innymi odgrywały kilka ról naraz. Najprościej można to przedstawić jako 2 w 1 coś na kształt szamponu i odżywki, z tym tylko, że w tym przypadku to połączenie chama i filantropa. Mieszanka wybuchowa i…bardzo niebezpieczna. „Cham - filantrop” żyje w ciągłym niezdecydowaniu. Nie wie czy chce być chamem, czy filantropem. To wewnętrzne rozdarcie powoduje, że zarówno on sam jak i jego otoczenie są tą całą sytuacją zmęczone. Efektem jest przepotwarzenie się na powrót przedstawiciela „arystokracji szpagatowej” (czyt. „chama - filantropa”), w „dyplomowanego chama”. Jest to taka naturalna reakcja obronna organizmu.
Ta jednostka chorobowa (że posłużę się nazewnictwem medycznym), nie jest uleczalna. Diagnoza nie pozostawia złudzeń: „Cham jest chamem i chamem…pozostanie” - jak mawiała moja prababcia.

Wydania: