Wątpię, więc myślę...

Autor: 
z Ryszardem Malarskim rozmawia Henryka Szczepanowska

Przyjechałam na Ziemię Kłodzką dwadzieścia lat temu. Nim rozpakowałam skromny dobytek postanowiłam zwiedzić okolice. Moje sterane autko ledwo wtoczyło się na Puchaczówkę pokonując ostre zakręty i niewyobrażalne dziury w rozjeżdżonej drodze. Kilka walących się chałup, zbocza pokryte krzakami i bujnie rosnące łąki. Żywej duszy dookoła. W dolinie kilka domków z dymiącymi kominami w porze obiadu. Stada saren i jeleni pasące się spokojnie. Nie mogłam oderwać oczu od widoku gór pokrytych gęstymi lasami, łąk kwitnących w dusznym, sierpniowym upale.
Jak bardzo zmieniła się Ziemia Kłodzka zobrazuje rozmowa wiekowej pary turystów, stojących w tym samym miejscu co ja dwadzieścia lat temu. Podczas gdy w mojej pamięci odsłaniały się powolne zmiany tej ziemi, oni przeżywali szok. Po raz pierwszy po dwudziestu pięciu latach przyjechali na przełęcz i oniemieli widząc supernowoczesną stację narciarską, wielkie hotele, parkingi, nowiutkie pensjonaty.
- Janek, może my w jakiejś Austrii jesteśmy??? – wyszeptała starsza pani – nie do wiary, nie do wiary - powtarzała.
Te ogromne inwestycje zmieniły nie tylko krajobraz ale też bardzo silnie oddziałują na lokalne społeczeństwo.

Zwracam się z pytaniem do Ryszarda Malarskiego pracującego dla
Banku Światowego
- W 2007roku opublikował Pan raport (FAO) o możliwościach rozwoju lokalnych produktów charakterystycznych dla Ziemi Kłodzkiej. W komentarzu do tego raportu, który ukazał się w „Zdaniu” w 2010 r. przeczytałam, że społecznie jesteśmy całkiem niedorozwinięci, brak wzajemnego zaufania nie pozwala nam na jednoczenie się przy wspólnych celach. Zabolało. Nawet bardzo. A przecież tak wiele się u nas zmienia. Powstają wielkie centra turystyczne, nowe miejsca pracy, nowe więzi społeczne wokół tych przedsięwzięć. To wszystko nas nie zmienia? - pytam Ryszarda Malarskiego, znakomitego znawcę spraw społecznych i ekonomicznych.

Ryszard Malarski*: Owszem, zmienia i ma duży wpływ na mieszkańców. Tyle, że coraz bardziej dzieli zamiast łączyć. Biedni czują się coraz bardziej wykluczeni patrząc na błyszczące mercedesy jeżdżące pod ich domami, powstające błyskawicznie luksusowe hotele, pensjonaty i rezydencje. Starsi zupełnie czują się pozbawieni możliwości korzystania z miejsca, gdzie przyszło im żyć w pięknych okolicznościach przyrody. Młodsi mogą świadczyć pracę żenująco nisko płatną. Nie ma pozytywnych więzi społecznych pomiędzy mieszkańcami a właścicielami kapitału jaki został zainwestowany. Interesy obu grup są sprzeczne. Rodzi się poczucie krzywdy i frustracje. Brakuje spójności pomiędzy inwestycjami a budowaniem społeczeństwa partnerskiego. Samorządy powinny zadbać o swoich mieszkańców, zaoferować im pomoc w nabywaniu nowych umiejętności i wiedzy jak zatrzymać te pędzące mercedesy i mieć z nich dochody pozwalające na godne życie. To wszystko powinno być robione ze szczególną troską o zachowanie równowagi pomiędzy pojemnością tego terenu na duże inwestycje a możliwościami kapitału ludzkiego. Nie wolno dopuścić do nadmiernego drenażu naturalnego środowiska. Wszelkie działania powinny mieć na uwadze możliwości ludzkie. To pozwoli budować więzi społeczne i wzajemne zaufanie.

* Ryszard Malarski, ur . 1956 r. we Wrocławiu, z wykształcenia inżynier. Od lat dziewięćdziesiątych zatrudniony przez Bank Światowy jako konsultant do spraw energii, rozwoju terenów wiejskich i społecznych konsekwencji operacji kredytowych na terenie Polski. Pracuje również dla FAO (Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa). Od 2008 roku jest także menadżerem Teatru Warlikowskiego
w Warszawie. Mieszka w Warszawie.

Wydania: