Koniec jakiego świata?
Oto za nami kolejne święta Bożego Narodzenia, a co za tym idzie – najkrótszy dzień w roku, który także dobiega końca. Jeśli wierzyć Majom, a ściślej – ich kalendarzowi, będą to ostatnie święta ludzkości, ponieważ ich kalendarz kończy się na dacie 21 grudnia 2012 r. Niektórzy wyciągają stąd wniosek, że wtedy nastąpi koniec świata, tyle, że owo „wtedy” nie jest do końca precyzyjne.
Z pomiarami czasu, jak zresztą ze wszystkimi innymi, bywa różnie. Obok układu dziesiętnego, czyli np. metrów, mamy jardy, obok kilometrów mamy mile, a i te różne, bo są angielskie, morskie, obowiązujące kiedyś, nie mówiąc już o kilogramach, funtach czy galonach. Także czas mierzony bywa różnie. Obecny kalendarz gregoriański nie jest jedynym, obok funkcjonują np. chiński i żydowski, a i on (tzn. ten pierwszy) wynikł z reformy juliańskiego. Z kolei wcześniej, Juliusz Cezar zreformował 10-miesięczny rok obowiązujący w Rzymie, czego skutki widać do dziś w nazwach niektórych miesięcy. September, october, nowember, december oznaczają tyle co siódmy, ósmy, dziewiąty, dziesiąty, choć obecnie to dziewiąty, dziesiąty, jedenasty i dwunasty miesiąc w roku, a więc wrzesień, październik, listopad, grudzień. Ale i tego mało, bo przecież nawet Nowy Rok, czyli godzina 00 w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia w każdej części świata wypada inaczej. W Moskwie na przykład, korki szampana strzelają wcześniej niż w Warszawie, a w Londynie później.
Stąd też wątpliwości co do daty końca świata w kalendarzu Majów. Ale z drugiej strony, świat powoli grzęźnie w „sprośnych błędach niebu obrzydłych”, więc coś się stać musi. Tym bardziej, że w 2012 roku odbyć się ma olimpiada w Londynie, a w naszym nieszczęsnym kraju i w sąsiedniej Ukrainie – Mistrzostwa Europy w piłce kopanej. Jak zwykle, zawody takie bywają sukcesem dla jednych, a końcem dla innych, ale niekoniecznie zaraz końcem świata. Może końcem rządzącej światem,
a przynajmniej jego znaczną częścią, oligarchii. Bo co prawda, już Rzymianie wymyślili, że do utrzymania ludu w posłuszeństwie, potrzebne są chleb i igrzyska, choć i nie to okazywało się zawsze skuteczne, jako że historia Rzymu zna przypadki zamachów stanu podczas igrzysk właśnie. My takich złowrogich tyranów jak złowrogi Neron nie mamy, co nie znaczy że nie mamy ich wcale. Oto prof. Krzysztof Rybiński wskazuje na oligarchię finansową wykorzystującą mechanizmy demokratyczne do realizacji swoich interesów kosztem ogółu społeczeństwa. Zagrożenie to oparte jest na czterech patologiach, których źródłem były Stany Zjednoczone.
Pierwsza to olbrzymia, bezproduktywna skala działania, bo nigdy dotąd tak niewielu nie skomasowało tak olbrzymiego bogactwa kosztem tak wielu. Chodzi głównie o przedstawicieli sektora finansowego co jest zjawiskiem zupełnie nowym w historii.
Druga to taka, że podatnicy stali się zakładnikami bankierów. W odróżnieniu od innych dziedzin gospodarki nie podjęto żadnych skutecznych działań, które przeciwdziałałyby rozrostowi tych instytucji do rozmiarów zagrażających gospodarce i demokracji, w rezultacie czego zyski zgarnia oligarchia finansowa, a za straty płaci podatnik.
Trzecia patologia to „nowoczesna korupcja”, a czwarta to pycha i chciwość o niespotykanej dotąd skali, czego świadkami jesteśmy na co dzień. Jak pisze Profesor, „boom oparty na kredycie okazał się iluzją, podobnie jak iluzoryczna była własność domów dla milionów Amerykanów, które teraz są zajmowane przez banki. Bankierzy gromadzili niewyobrażalne fortuny, a przeciętni Amerykanie żyli złudzeniami.” Złudzenia jednak, prędzej czy później pękają jak bańka mydlana w zderzeniu z rzeczywistością. Nie wiadomo tylko, czy o taki finał chodziło Majom.