Człowieczy los (cz. 4)

Autor: 
Maria Lica

Przeżycia na Ukrainie i w obozie pracy ugruntowały w Mamie wiarę w opatrzność boską. Zawsze była osobą głęboko wierzącą. Opowiadała, jak pod koniec wojny, podczas nalotów dywanowych miała sen - wizję - jest nalot, wszyscy uciekają do schronu, ona chce biec za nimi - i przed nią pojawia się starzec który rozkazuje jej biec w przeciwną stronę.
Nagle ze snu budzi ją alarm i tak samo na jawie większość biegnie do schronu. Mama, mając na uwadze wcześniejszy sen kieruje się wraz z kilkoma osobami w przeciwnym kierunku. Za chwilę bomba uderza w schron i wszyscy tam ukryci giną.
Jeszcze długo po wojnie, kiedy podczas prac polowych na niebie przelatywał samolot Mama miała odruch ukrywania się.
Z Niemiec od Schweinfurtu n/Menem do Polski w okolice Międzyrzecza dotarli rodzice na zderzakach wagonu pociągu towarowego. W 1945 r. w Bledziewie wzięli ślub cywilny i kościelny. Mama w ciągu jednego miesiąca nauczyła się katechizmu i przeszła na wiarę katolicką. Ślub i wesele skromne - bez rodziców państwa młodych więc i niezbyt wesoły. Chociaż brat pana młodego rozweselił trochę towarzystwo oddając salwę z karabinu, po czym zasnął w wychodku.
Jakoś źle się czuli rodzice w Poznańskiem - trudno było o pracę. Ojciec po pracy w gospodarstwie u bauera w górach postanowił „poszukać czegoś” w okolicach Kłodzka, gdzie już wcześniej osiadła jego siostra. A, że była już jesień 1946 r i wszystkie lepsze gospodarstwa były zajęto, to wzięli małą chatkę „Na górce” w Kletnie. Chata była dwuizbowa z obórką i piecem chlebowym. Tam po raz pierwszy Mama wypiekła chleb i całując go rozpłakała się ze szczęścia.
„Na górce” w styczniu 1947 r. urodził się syn Gienek. Zima była ostra i śnieżna tego roku. Zamarzły strumyki i wodę trzeba było uzyskiwać dla siebie i inwentarza ze stopienia śniegu. Do wsi zeszła Mama z dzieckiem dopiero na wiosnę. Bo jak opowiadała: nie było ani możliwości ani potrzeby ..”. „Na górce” mieli wszystko co potrzebne do życia - od krowy mleko, ser i masło, jaja i mięso także z gospodarstwa, a jeszcze jesienią zaopatrzyli się w worek cukru i dwa worki mąki. Wtedy jeszcze na wsi działała turbina wodna, więc można było czytać i słuchać radia wieczorami.
Tata chodził do pracy do lasu, więc całe dnie nie było go w domu a gospodarstwem zajmowała się Mama. Jedyną rozrywką było malutkie dziecko, książki, radio i jedna sąsiadka mieszkająca nieopodal.
Po trzech zimach spędzonych „Na górce” zwolnił się domek przy drodze i przenieśli się do obecnej „Sądejówki”.

Wydania: