Burmistrz obiecał w 2006 roku - część X i ostatnia
Czas by zakończyć cykl o obiecankach Burmistrza Kłodzka jakimś optymistycznym akcentem. Zachodzę w głowę jakim? No tak, wiosna za oknami rozpostarła poranną szadź. Wróble ćwierkają. Pani zima odchodzi od nas dużymi krokami. Trzeba znów zmotywować się do wytężonej pracy po zimowej drzemce. Budząc się z niej, uświadomiłem sobie jeszcze jeden aspekt przemówienia Pana Burmistrza Bogusława Szpytmy, nomen omen również zimowego, które zakończyło się tak, cyt.:
Bardzo dziękuję dziś za obecność, chciałbym, aby ta nowa rzeczywistość, którą dziś rozpoczynamy, miała również ten aspekt społeczny, żebyśmy jak najczęściej spotykali się zarówno na tego typu spotkaniach oficjalnych, ale może częściej na pewnego typu roboczych spotkaniach, jeżeli będziemy podejmowali decyzję na temat basenu, hotelu, zakładu produkcyjnego, chciałbym spotykać się z Państwem, abyście również wyrażali swój pogląd na te sprawy. Chciałbym, aby ta tradycja spotkań była kontynuowana. Liczę na wsparcie w każdej postaci, duchowe, mentalne, ale też materialne w sensie rozmowy, pomysłu i pewnych wskazań. Liczę na to, że jak za cztery lata spotkamy się na podobnym spotkaniu i będziemy podsumowywali tę kadencję, to będziemy mieć na swoim koncie mnóstwo sukcesów.
Bardzo dziękuję Państwu.
Faktycznie w naszym mieście rozpoczęła się nowa rzeczywistość. Od samego początku kadencji nowo wybranych radnych rozpoczęły się w Kłodzku rządy PO i PiSu, które praktycznie trwały do kwietnia 2009 roku. PO wkrótce zaprzestała wspierać Burmistrza i przeszła do opozycji, ale okazało się, że niestety ze stratami, gdyż wyłamał się z tej decyzji wiceburmistrz Pan Witold Krzelowski, pozostając na stanowisku i wspierając swego szefa do dzisiaj (z tym, że już pod szyldem Dolny Śląsk XXI). Omówienie tej decyzji zostawmy na inny czas.
Należy natomiast zauważyć, że owo wsparcie ze strony praktycznie wszystkich radnych otrzymał Pan Bogusław Szpytma od samego początku. Był więc to okres jego bezopozycyjnego rządzenia, mimo że wymieniono wiceburmistrza z PIS (z R. Wójcika na H. Urbanowskiego), ale wsparcie dla burmistrzowych zmian nadal było przemożne. Rodzi się oczywiście pytanie, dla jakich zmian. No pewnie, dla istotnych. Owocem wparcia na pewno były zmiany kadrowe na stanowiskach w KOK-u, OSiR-ze, muzeum i na twierdzy. Inne to: połączenie szkół, budowa basenu, utrzymywanie bilbordów i wiele innych, bardzo cennych inicjatyw jak likwidacja Koncertów Organowych, zamiana Dni Kłodzka na Dni Pogranicza, Dni Twierdzy Kłodzkiej, I Ogólnopolski Festiwal Pstrąga, jarmark adwentowy, szopka, iluminacje ratusza, lodowisko. Uff…, ile to Burmistrz z radnymi zrobili przez te 3 lata! Szkoda tylko, że w 2009 roku okazało się, że niektórzy radni są lepsi, a inni be. Jedni (lub ich rodziny) otrzymali dobre stanowiska, inni nie. Jednym naprawiono chodnik pod domem, innym nie.
Można oczywiście pytać, dlaczego tak się stało? Czy nagle ktoś zobaczył, że został wykorzystany w procesie zmian, które polegały na przygotowaniu i systematycznym prowadzeniu perfekcyjnego public relations? Doprecyzujmy jednak to pojęcie, byśmy wiedzieli, o czym mowa. Owóż istnieje ponad 2000 definicji public relations. Podstawowy, potoczny schemat zawiera po pierwsze: organizację, realizującą misję o charakterze publicznym; po drugie: otoczenie tej organizacji np. mieszkańcy, członkowie władz lokalnych; po trzecie: relacje pomiędzy nimi, określone wzajemnymi potrzebami. Przyjmując ową podstawową definicję, należy stwierdzić, że pasuje ona jak ulał do działań Burmistrza i jego, nazwijmy to, „grupy wsparcia”. Organizacja, czyli grupa została wybudowana najpierw w samej radzie i systematycznie ugruntowywana, powiedziałbym nawet, że został wykształcony w pełnym tego słowa znaczeniu, trzon większościowy, na którym ojciec miasta oparł swoją władzę i to, co w jej realizacji konieczne, a nazywane w administracji, władczymi rozstrzygnięciami. Trzon rady, nazywany złośliwe przez niektórych pretorianami, ujawnił się w 2009 roku i trwa do dzisiaj. Drugim ważnym elementem tego misternego planu było dobranie kadr w podległych jednostkach i urzędzie, o czym już niejednokrotnie również i ja pisałem. Ważne w tym jest tylko to, że mimo zmian kadrowych, co jest procesem nieuchronnym w polityce i realizowanym konsekwentnie przez Pana Burmistrza, organizacja tak stworzona była postrzegana jako realizująca misję o charakterze publicznym.
Organizacja oczywiście miałaby zadanie trudne do wykonania, gdyby nie została wzmocniona drugim immanentnym elementem schematu public relations, nazywanym otoczeniem. Cóż to znaczy? Ano dokładnie tylko to, że organizacja stworzona przez burmistrza (radni + urzędnicy różnych szczebli) za pomocą środków masowego oddziaływania - tj. gazeta, bilbordy, imprezy, spotkania z okazji - realizuje program „młotkowania” - zasypywania tylko pozytywnymi i właściwie interpretowanymi, według jedynie słusznej linii, informacjami. Oczywiście wódz i organizacja są pokazywani w nich w odpowiedniej oprawie, z której jasno wynikać ma, że wszystko, co jest robione w mieście przez władzę, dobre jest dla miasta, a więc i dla jego mieszkańców. Ktokolwiek myśli inaczej lub – na Boga! – działa przeciwko, jest oczywistym wrogiem publicznym. Albowiem wszystko, co dobre, wyłącznie od przywódcy oraz organizacji pochodzi.
Dlatego tak istotnym jest to, żeby ich działania były wynikiem tylko i wyłącznie potrzeb mieszkańców, czyli misji. W tak przedstawianych „faktach” musi ujść i uchodzi uwadze widzów (mieszkańców) element trzeci, a więc wzajemne relacje zachodzące pomiędzy organizacją (grupą władzy), a otoczeniem, czyli właśnie mieszkańcami. Postawmy więc pytanie. Dlaczegóż to kłodzczanie nie zauważają owych „ relacji”? Przyczyną nie jest brak zdolności postrzegania, ale charakter relacji. Jednostronność. Relacja antysymetryczna nie może zachodzić w sposób wzajemny dla różnych podmiotów interesów. Podmiot pierwszy to organizacja, drugi to otoczenie. Organizacja bowiem jest grupą jednorodną, skonsolidowaną w określonym celu (sprawowanie władzy) natomiast otoczenie to my, mieszkańcy, ze swoimi problemami codziennymi, które w sposób oczywisty dzielą nas i nie mamy wspólnego interesu. Dobro miasta nie jest nim również. To interes wirtualny postrzegany w sposób różny przez każdego z nas. Ktoś powiedział, że zależy od punktu siedzenia i powiedział mądrze. Organizacja będzie widziała dobro w swój sposób i pokazywała je wg swojego uznania, a my, otoczenie, czy chcemy, czy nie albo ulegamy zbiorowemu „młotkowaniu”, albo nie. Jeśli ulegamy, to cel założony przez organizację zostaje osiągnięty, czyli zaistniała relacja pomiędzy organizacją, a otoczeniem - otoczenie znalazło jeden wspólny cel – słuchać i wielbić władzę. Przykład na to może być taki. Organizacja mówi nam, że jej celem jest uatrakcyjnienie miasta pod względem turystycznym. Otoczenie myśli: „To dobry cel”. Chcemy, by nasze miasto było odwiedzane przez turystów zostawiających kasę. Świetnie, niech Pan Burmistrz i rada go realizuje, a my - pomożemy!” To efekt działania organizacji. Zaszła relacja jednostronna - władza mówi - my kupujemy pomysł. Jednostronna relacja mimo pozoru dwustronności, gdyż na to, jak władza podniesie ową atrakcyjność, wpływu już nie mamy. Możemy krytykować, ale już nie sam pomysł, tylko jego efekty, np. fontannę, pijalnię wody w parku zwanym strażackim, gondole na Młynówce czy pomiędzy twierdzami. Możemy i to wcale nie zagraża organizacji, gdyż?... Działamy w pojedynkę. Otoczenie zaś to wszyscy mieszkańcy. Dwadzieścia tysięcy poddane jakże prostej manipulacji o nazwie „public relations”. Inny przykład: prywatny inwestor buduje np. galerię, przydrożny bar szybkiej obsługi, czy też kino. Spełniając proste zasady kultury, zaprasza na otwarcie ojca miasta. Ten bierze udział w otwarciu i …. efekt widzimy na bilbordach, czytamy w prasie i znowu… zachodzi taka oto relacja. Widzimy czarno na białym i w kolorze, że przedstawiciel organizacji, czyli Burmistrz, przecina wstęgę, przemawia, gratuluje. Co zapamiętujemy? Oczywiście, że Burmistrz otwierał, a więc na pewno to jego zasługa, bo przecież cudzego to by nie otwierał.. Zapamiętujemy obraz. Właśnie takie obrazy przypominano nam w kampanii i przypomina się nam bez przerwy. Podam ostatni przykład. Jedna ze szkół obchodzi iluś-tam-lecie. Organizacja bierze czynny udział w oficjalnych obchodach w sali miejscowego ośrodka kultury, ale tylko ci, którzy tam byli, wiedzą, że władza była tylko na pierwszej części, tej oficjalnej (i to tylko do tego momentu, kiedy sama „bardzo zaskoczona” miała odebrać nagrody „od wdzięcznych uczniów”), bo tego, co z wysiłkiem przygotowała młodzież w części artystycznej, oglądać nie miała czasu. Jaki przekaz zaistniał po imprezie dla otoczenia? Ano taki - na zdjęciach oficjele, czyli organizacja. Organizacja, która wspiera oświatę, kocha dzieci, docenia wysiłki i zauważa, bywa.
Pozwól, Drogi Czytelniku, na koniec na zupełnie prywatną dygresję. Otóż po owej imprezie spotykam kogoś, kim miasto Kłodzko winno się chwalić. Emerytowana nauczycielka, poetka, członek Związku Literatów Polskich, człowiek kultury znany w całym kraju. W owej szkole uczyła ponad 20 lat Pani Zofia Mirska. Czy ktoś ją zauważył na tej uroczystości? NIE. Tak działa organizacja, relacja zachodzi w jedną stronę: „To wy, otoczenie, mieszkańcy musicie nas widzieć i zapamiętywać. Co tam jednostki, nawet wybitne i zasłużone dla miasta. Niech inni je widzą i piszą o nich albo jeszcze lepiej – niech nie widzą i nie piszą, bo po Czechowowsku – może coś złego z tego wyniknąć. My dbamy o nasze public relations. Tylko o nasze public relations.
Kończąc ostatnią część obiecanek Burmistrza miasta Kłodzka z 2006 roku tym mniej optymistycznym akcentem, pozwól mi, Drogi Czytelniku, na kilka słów poetyckiej refleksji i mały cytat z wiersza pt. „Suplement szydercy” autorstwa Zofii Mirskiej:
„śpieszmy się śmiać uśmiechem
bo tuż za nami odsłonięte kły”
Wszystkim tym, którzy dotychczas czytali moje felietony, życzę wielu serdeczności od życia obiecując, że to jeszcze nie koniec, gdyż już wkrótce nowy cykl poświęcony działaniom władzy uchwałodawczej i wykonawczej naszego miasta pod jakże wdzięcznym tytułem:
„Meandry kłodzkie, czyli skomplikowany i często trudny do zrozumienia bieg wydarzeń lub myśli władz lokalnych”.