Jak to w dobrej bajce

Autor: 
Jerzy Lica

... wszystko szło, i komu to przeszkadzało?...”
“Jo mom dwadzieścia roków, a ona dziewiętnaście. Nie możeta mi zakozać.
Proboszcza podrażniło powoływanie się na prawo. On jest wykładnią, on jest niezaprzeczalnym rządcą tych dusz, on wie, co jest najlepsze dla ich zbawienia i dla porządku moralnego w parafii. Każde zgorszenie nie było sprawą prywatną, tylko sprawą parafii, piętnowaną z ambony. Proboszcz miał twardą rękę i wymagał, żeby nie tylko zwykłe owieczki, ale i jaśnie wielmożne dziedzice publicznie, w kościele, po sumie niedzielnej, przepraszali parafian za publicznie uczynione zgorszenie, odwoływali je w gazetce parafialnej. A tu ten młokos...”
Pierwszy cytat pochodzi z piosenki nieodżałowanej pamięci Janka Kaczmarka z pocz. lat 80. ub. wieku, kolejny
z “Tworzywa” Melchiora Wańkowicza.
Nie uważam się za kogoś “gorliwego w wierze”, i prawie jak śp. Jacek Kaczmarski “nigdy nie byłem u spowiedzi”. A jednak sposób pojmowania wiary przypomniany przez śp. Pana Melchiora bardzo do mnie przemawia. Czy wtedy było normalnie, czy może dopiero teraz jest? Pytanie dla mnie retoryczne.
W naszym wiejskim kościółku ksiądz, który wkrótce potem “awansował”/?/ łagodnie skarcił przystępujące do Stołu Pańskiego osoby, o których wiedział, że nie bardzo wypada im to czynić. Nie mówił tego ad personam a tak “ogólnie”. A przecież takie postępowanie to zwykłe świętokradztwo.
“Radio chryja” ma miły zwyczaj rozpoczynania dnia pracy transmisją mszy św. o godz. 7-j. Kazania są tu z reguły znakomite. Dzisiejsze /30.8/ zakonnik rozpoczął od wezwania do modlitwy za zasypanych górników w Chile. Opatrzność boska jest im szczególnie potrzebna, bo tym co “po tamtej stronie”, to już tylko boskie miłosierdzie. Nawiązał też do art. ks. prof. Bartnika w “Naszym Dzienniku” /28/29.8/. Znaleźć to łatwo
a dotyczy “gier i zabaw ludu polskiego”
/?/ przed Pałacem Namiestnikowskim w Warszawie. Niesposób tego komentować, można by było jedynie cytować. Zatem serdecznie polecam.

Wydania: